z wiatrem i pod wiatr...
Czwartek, 19 listopada 2015
· Komentarze(4)
Kategoria Z Robakiem wśród ludzi
Brakowało mi już jazdy i to bardzo. Także stąpając z nóżki na nóżkę, cierpliwie czekałam na telefon Adriana. Co prawda szumy wiatru które słyszałam w otworze wentylacyjnym nie zachęcały ale przecież nie wystraszę się byle wiaterku. No i nie wystraszyłam. Ale co poprzeklinałam jadąc w kierunku Adriana to moje..
Adrian zadzwonił, mogę się szykować i wychodzić z domu. Żeby nie marnować czasu, ja jadę w jego kierunku a Adrian w moim. I super. Wyjechałam, jadę, jeszcze nie jest źle. Ale po kilku kilometrach, "kilku", już miałam dosyć. Wiatr prosto w twarz, z taką siłą, że cofało mnie do tyłu. Jeszcze na dobre z osiedla swojego nie wyjechałam i już byłam zmęczona. Telefon do Adriana, że wieje, że mnie przewraca, że mam dość a Ten niewzruszony.. "Damy radę, koniec kropka, pojedziemy w przeciwnym kierunku, będzie dobrze, poczekaj w Tesco". Jaaaa.....
Dobra, jadę. 10 na liczniku.
Dojeżdża Adrian. 27 na liczniku bez pedałowania.
I dziwi się jeszcze, że mam nerwa..
"Przecież mówiłem czekaj w tesco" Ta jasne, czekaj ... godzinę jak nie więcej, opatulona jak na Syberię, miałam stać w tym kasku na głowie i pozwolić innym patrzeć się na mnie jak na dziwoląga. Jeszcze najlepiej stać tam przy tych kurczakach i patrzeć jak ludzie obiad jedzą. Świetny pomysł! ale nie tym razem ;)
Ochłonęłam, zdjęłam parę ciuchów, nastawiłam się pozytywnie i ruszamy.
Z wiatrem czyli na Santok.....
i taki mały przerywnik: Adrian ma jabłka więc zbaczamy nieco z trasy...
... dalej na Santok, Płomykowo, Buki Zdroiskie...
Uwielbiam Buki ale tym razem ciężko się jechało. Droga rozkopana, pełno błota, mokro, liście, gałęzie...
Powrót przez Lipy, Łośno, Kłodawę..
Wiatr był tak samo mocny jak wcześniej ale ponieważ jechaliśmy otoczeni lasami to już nie tak upierdliwy ;)
https://www.endomondo.com/users/10267544/workouts/634777400
Adrian zadzwonił, mogę się szykować i wychodzić z domu. Żeby nie marnować czasu, ja jadę w jego kierunku a Adrian w moim. I super. Wyjechałam, jadę, jeszcze nie jest źle. Ale po kilku kilometrach, "kilku", już miałam dosyć. Wiatr prosto w twarz, z taką siłą, że cofało mnie do tyłu. Jeszcze na dobre z osiedla swojego nie wyjechałam i już byłam zmęczona. Telefon do Adriana, że wieje, że mnie przewraca, że mam dość a Ten niewzruszony.. "Damy radę, koniec kropka, pojedziemy w przeciwnym kierunku, będzie dobrze, poczekaj w Tesco". Jaaaa.....
Dobra, jadę. 10 na liczniku.
Dojeżdża Adrian. 27 na liczniku bez pedałowania.
I dziwi się jeszcze, że mam nerwa..
"Przecież mówiłem czekaj w tesco" Ta jasne, czekaj ... godzinę jak nie więcej, opatulona jak na Syberię, miałam stać w tym kasku na głowie i pozwolić innym patrzeć się na mnie jak na dziwoląga. Jeszcze najlepiej stać tam przy tych kurczakach i patrzeć jak ludzie obiad jedzą. Świetny pomysł! ale nie tym razem ;)
Ochłonęłam, zdjęłam parę ciuchów, nastawiłam się pozytywnie i ruszamy.
Z wiatrem czyli na Santok.....
i taki mały przerywnik: Adrian ma jabłka więc zbaczamy nieco z trasy...
... dalej na Santok, Płomykowo, Buki Zdroiskie...
Uwielbiam Buki ale tym razem ciężko się jechało. Droga rozkopana, pełno błota, mokro, liście, gałęzie...
Powrót przez Lipy, Łośno, Kłodawę..
Wiatr był tak samo mocny jak wcześniej ale ponieważ jechaliśmy otoczeni lasami to już nie tak upierdliwy ;)
https://www.endomondo.com/users/10267544/workouts/634777400