Wpisy archiwalne w kategorii

Z Robakiem wśród ludzi

Dystans całkowity:5925.56 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:389:44
Średnia prędkość:14.92 km/h
Liczba aktywności:59
Średnio na aktywność:100.43 km i 6h 43m
Więcej statystyk

"na skróty" czyli do Witnicy przez Słońsk

Sobota, 6 maja 2017 · Komentarze(0)
Uczestnicy
3 dni wolnego w pracy a ja dwa już przesiedziałam w domu. Nie ma haka. Trzeciego nie stracę. Leje, grzmi, wieje, nieważne- ide na rower. Tzn. idziemy ja i Adrian bo samej to mi się nie chce. Zresztą Adrian ma jakiś plan na wycieczkę a ja lubię jak On planuje.
Tego dnia postanowił, że pokaże mi Ostrog Forteczny. Teraz już wiem ale wtedy nie miałam pojęcia co to jest.

Kierunek Kostrzyn, przez Ulim, Dzierżów, Kołczyn, Krzeszyce z przerwą na kawę i siku na stacji paliw, potem Krępiny, Głuchowo, Słońsk.
Niedaleko Głuchowa, drogi którą jechaliśmy naszą uwagę zwróciły pasące się kuce na polu jednego z gospodarstw.
Nie mogliśmy się napatrzeć na źrebaka jak się chwile później dowiedzieliśmy od Gospodyni - trzydniowego. ;)
Małe cudo, wyglądające jak zabawkowy konik na biegunach o którym marzy każde dziecko ;)







Niestety nie podszedł bliżej, nie dał sie pogłaskać.
Na szczęście były jeszcze inne, bardziej odważne choć może mniej cudne ale równie urocze kuce.... które chętnie zjadały nasze landrynki. Co prawda Adrian mówi, że od niego słabo biorą ale ja na ich brak apetytu nie narzekam.
One same chyba też nie .. ich twarze mówią wszystko ;)






szuka landrynki....


nie dostał to poślinił.. :p

Ponieważ my lubimy konie, konie lubią nas, moglibyśmy tak tam stać i stać... i stać. Niestety, czas leci nieubłaganie a przed nami sporo drogi jeszcze więc czas się pożegnać i jedziemy dalej.

Ostatnim razem jak byliśmy w Słońsku wiatr nie dał nam szansy by ze spokojem zwiedzić Park Ujścia Warty, więc tym razem szybko postanowiliśmy wykorzystać przychylność wiatru a właściwie przychylny jego brak i to nadrobić.
Po drodze skręciliśmy jeszcze do Lapidarium.... 







Mały obchód, chwila ciszy, lekkiej zadumy, kilka zdjęć... i ruszamy dalej.

Park "Ujście Warty" 

czatownia z zewnątrz


czatownia wewnątrz


punkt widokowy


Adrian sprawdza swoją wiedzę znajomości ptaszków ;)


wszystkie one takie podobne do siebie :)



rozlewiska

Kuce, Lapidarium, Park Ujścia Warty to wszystko przypadkiem. Głównym celem naszej wycieczki jest Ostrog Forteczny w Czarnowie należący do Twierdzy Kostrzyn. Cokolwiek to znaczy. Adrian wpadł na pomysł, że mnie tam zabierze i mi go pokaże. Nie miałam pojęcia o czym mówi. A i dopytywać nie chciałam bo i tak zastanawiałam się czy nie mówi do mnie z błędem ortograficznym. Bo co to wogóle znaczy ten Ostrog? Jest taki wyraz w słowniku języka polskiego? 
Tak więc, nie pytałam, jechałam... czekałam co zobaczę. Miała być niespodzianka. 
No i przyznać muszę, udała się niespodzianka;)


pełen podziwu Adrian w roli przewodnika ;)


a oto wnętrze niespodzianki obcojęzycznobrzmiącej ;)
Stalaktyty na górze- Stalagmity na dole 


Ostrog z zewnątrz


Stalaktyty z bliska ;)

No a teraz, czas znaleźć drogę powrotną.....




zbyt dużo opcji do wyboru? ;)

Decydujemy się jechać na Górzyce i Kostrzyn, by tam ścieżką rowerową wjechać do Witnicy.
Zostało nam mniej więcej 20km, godzina około 15ej, więc zajedziemy akurat na zlot militarny w Witnicy który planowo ma się rozpocząć o 16ej. 
Po drodze mija nas parada motocykli..






a w Witnicy trwają występy...


Pochodziłam, pooglądałam... 
załatwiłam Adrianowi grochóweczkę żołnierską prosto z kotła...



której choć nie chciał zjadł dwie porcje....

porobiłam fotki...












i spojrzałam na Adriana...


Zrozumiałam: Czas wracać do domu. 

Adrian nie lubi Motocyklistów. Jak pozwoli, to może kiedyś napisze - dlaczego ;)

endo:  https://www.endomondo.com/users/10267544/workouts/...

Do Myśliborza na kawę

Poniedziałek, 19 grudnia 2016 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Umówiliśmy się z Adrianem na rower. Wczorajsza pogoda nas nie zniechęciła. Według prognoz miało być cieplej niż wczoraj I bez deszczu. Co prawda słońce zawiodło ale było ciepło. Przynajmniej jeśli chodzi o mnie. Bo Adrian narzekał na stopy. Ale skoro woli ładnie wyglądać...... :p
Moje trapery, wełniane skarpety, narciary i puchowe rękawice może i nie wyglądają "seksownie" ale za to jakie ciepełko dają :) Wymarzony zestaw na takie zimno :) Trochę dziwnie się w tym wszystkim czuję, jak wioskowa panienka wracająca z pola- tak mało rowerowo... ale zimno nie raz tak mi dało w kość, że teraz na takie zimno to albo po wsiowemu idę na rower albo nie idę wcale :)
  
Tak więc budzę się mniej więcej 6.30. Wstaję i lecę szybko do okna bo tam termometr. + 5 stopni, Rewelka.
Sms do Adriana, dla zasady właściwie już tylko, z pytaniem o rowery. Oczywiście- Tak, jedziemy :) 

Adrianowi zachciało się do Myśliborza, jako, że dawno w tamtym kierunku nie jechaliśmy. No dobrze- czyli Myślibórz. 
Najpierw tradycyjnie, wioskami przez Marwice, Lubiszyn, Dalsze a stamtąd już ładnie nawigacja nas poprowadziła lasem do Myśliborza. 
Odwiedziny na tamtejszym Orlenie. Szybka toaleta, mała kawka i powrót przez Nowogródek pomorski, Karsko, Łubiankę do Gorzowa.
Powrót oczywiście w ciemnościach ale ostatnio to żadna nowość dla nas. 

Kiedy minęliśmy Lubiszyn, spontanicznie skręciliśmy w ścieżkę do lasu i tam natrafiliśmy na cmentarz niemiecki przedwojenny z kilkoma pięknie udekorowanymi polskimi grobami. Z tego co zdążyliśmy się zorientować, są to groby dzieci z czasów wojny.




Przypuszczamy, że zadbane groby są sprawką okolicznej szkoły w ramach edukacyjnej akcji na Święto Zmarłych. Ale to tylko nasze domysły.

Po drodze i inne atrakcje nas spotykają :) Konie na śmiesznych grubych krótkich nóżkach. 

chyba im się lekko nóżki rozjechały..




Adrian zachwycony :)


niestety czas goni, pora się pożegnać...




ziewający ? czyżby oznaka znudzenia nami? toż to przecież niemożliwe. :)
 

uśmiechem żegnający :)

Krzywy jakiś ale zawsze uśmiech to uśmiech.... Do zobaczenia kiedyś tam.
Pewnie znowu tu zajedziemy tym razem z karmą dla koni :)
Następny przystanek w Myśliborzu.
i na Gorzów ;)

https://www.endomondo.com/users/10267544/workouts/...

jechać? nie jechać? oto jest pytanie

Niedziela, 18 grudnia 2016 · Komentarze(1)
Uczestnicy
W pracy. Nocka. Wychodzę o 2ej fajnie na dworze. Mroźno bo mroźno ale bez wiatru, bez deszczu.. psychicznie nastawiam się na rower dnia dzisiejszego.
Godzina 3. Wychodzę na dwór. Nadal fajnie I nadal bez wiatru, bez deszczu...
Godzina 4- cholerka.. pada. Ni wierzę. Nie chcę tego widzieć. Ale patrzę i widzę niestety... pada :(
Godzina 6.15 wychodzę z pracy. Mżawka. 
Jadę do domu. Nie patrzę za okno. Ubieram to wszysto co tylko mam rowerowego na siebie i czekam.
Adrian na gg... dyskusja. Jedziemy? nie jedziemy? co robimy? pada? pada. Może przestanie? A jak nie przestanie? Prognozy byle jakie.. wszędzie to samo. Pada i będzie padać. Dezyzja zapada- Adrian mówi- nie jedziemy! :(

Wychodzę na balkon, w tym wszystkim co mam na sobie, choć jeszcze bez kurtek (bo dwie zakladam) i jest mi ciepło. A jeszcze nie mam kurtek. Czy pada? Trochę mży. Ale cieplo. Niedziela przed telwizorem? z lodówką wietrznie otwartą? nie uśmiecha mi się. Przytyłam kilo, w porywach dwa - lodówka musi pozostać zamknięta a ja muszę spalić kalore, zaznać ruchu i dostarczyć sobie endorfin. Endorfin przede wszystkim bo w te ponure dni psychika mi siada.

Ryzykuję- sms do Adriana mniej więcej brzmi "o 9ej pod garażem" Nie odpisuje. No nie wierzę, poszedł spać ?? Sms drugi: "Tak???!!!" Nadal cisza. 
Dzwonię.... Krótka wymiana zdań. Sms brzmi "TAK!"
No i teraz mi się oberwie jak nas zmoczy. 
A może nie zmoczy? :))- TAK BYŁO RANO.

10 GODZIN PÓŹNIEJ:
A jednak... zmoczyło. Padało z krótkimi przerwami cały czas. Na szczęście nie mocno. 

Nie mieliśmy pomysłu gdzie jechać. Postanowiliśmy pojechać w kierunku Krzeszyc, do miejsca gdzie ukryliśmy krówkę.
O tej porze roku chyba jeszcze tam nie byliśmy.


Niestety tym razem nie ma naszego kumpla -łabędzia


"Postomia" późnojesienną porą.





Mglisto, deszczowo... ale jak sympatycznie :)



Na szczęście Adrian nie jest takim nerwusem jak ja i nawet nie miał mi za złe, że go wyciągnęłam w taką pogodę na rower, co widać na załączonym obrazku.  :)

https://www.endomondo.com/users/10267544/workouts/...


od wschodu do zachodu- szlakiem keszy

Czwartek, 29 września 2016 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Spontanicznie jak zwykle, narodził się pomysł, by pojechać pociągiem do Międzyrzecza i pojeździć po okolicy całkowicie poddając się nawigacji którą ma Adrian. Ale przecież smutno tak jeździć bez celu i choć bardzo pociągająca jest taka jazda w nieznane to jednak postanowiliśmy znaleźć sobie cel a raczej kilka i pobawić się w łapanie keszy.
Na pociąg z domu wyjechałam około 4.15. Ciemno, głucho, zimno... No nic. Musiałam wstać o drugiej, żeby się wyrobić. Kobietą w końcu jestem :) Wychodząc z domu ubrałam się bardzo ciepło i ku mojemu zaskoczeniu - za ciepło. Mimo, że noce i poranki są już zimne, tego dnia było naprawdę ciepło. No, może nie upał, ale przyjemna noc. Jak tylko zajechałam na dworzec zdjęłam z siebie 3 z 5 warstw ;) nie licząc kurki ;) 
Na Adriana wpadłam niedaleko dworca, więc tym razem nie musiał na mnie czekać jak to zwykle bywa. :)

Adriano wcześniej zrobił spis siedmiu bardziej interesujących miejsc gdzie kesze są pochowane i zaczęliśmy naszą przygodę mniej więcej o godzinie 5.36 kiedy to znaleźliśmy się w Międzyrzeczu.
Jego nawigacja jest rewelacyjna. Prowadziła nas takimi drogami, ścieżkami o których nie mieliśmy pojęcia nawet a przecież dobrze znany jest nam już kierunek Gorzów-Międzyrzecz, Międzyrzecz- Gorzów. Nieraz jechaliśmy rowerami, studiując mapę i szukając nowych ścieżek. Nawigacja otworzyła przed nami nowe możliwości ;) 


zapowiada się słoneczny dzień


... tylko Adrian jakby "trochę" śpiący

Kiedy zaczynaliśmy jechać było bardzo ciemno. Przez chwilę nawet nie mogliśmy znaleźć drogi którą kazała nam jechać nawigacja. Jakieś pole, las, coś... ?? No cóż... zdecydowaliśmy się na nią więc musimy jej zaufać. Każe nam skręcić w te chaszcze- skręcamy. Na szczęście dobre lampki mamy..:)


z minuty na minutę słońce coraz wyżej, bardzo szybko robi się jasno. W końcu mogliśmy zobaczyć jakimi polami jedziemy.

Kierujemy się w kierunku wsi Brójce, gdzie niedaleko jest ukryty pierwszy kesz. W miejscu dawnego obozu karnego Bratz. 
Niestety, oprócz kamienia upamiętniającego to miejsce nic więcej nie ma ale mimo wszystko warto jest dowiedzieć się o takim miejscu.. 


Wóz strażacki we wsi Brójce szybko wpadł w oko Adrianowi...


lekko się zdziwił, kiedy ja nie wykazałam podobnego entuzjazmu..


wiec wspólne zdjęcie pamiątkowe i ...jedziemy dalej.

Dojeżdżamy do wspomnianego miejsca. Obozu karnego "Bratz" (1941-1945.
Trochę trwało zanim odnaleźliśmy kamień pamiątkowy ale udało się. 





Adrian znalazł również swojego pierwszego kesza tego dnia.


obowiązkowy wpis

Pierwszy punkt programu zaliczony.
Następnym celem jest parowóz w Zbąszynku.
Nawigacja poprowadziła nas przez lasy. Rzuciły nam się w oczy coś ala bunkry, mnóstwo tego. Zanim okazało się,  że jest ich dziesiątki nawet pochodziłam po kilku.


 jeden z tych a'la bunkrów (niedaleko albo we wsi Depot)

W drodze do Zbąszynka przejeżdżamy przez Dąbrówkę Wielkopolską, gdzie znajduje się pałac barona  von Schwarzenau, który powstał w latach 1856-1959 (źródło mojej wiedzy: wpis na blogu Adriana)


tył albo przód wspomnianego pałacu barona von "cośtam"


przód albo tył tego samego pałacu barona von "coś tam"


A to na pewno przód uśmiechniętego i zadowolonego z siebie Adriana Robaka ;)

Zbąszynek i zabytkowy parowóz już blisko. 
Tam też ukryty jest kesz. Lubię takie atrakcje. Miejsca, do których mogę wejść, zaglądnąć, dotknąć .. a nie tylko oglądać z zewnątrz. Nie ukrywam, że pod tym względem parowóz bardzo mi się spodobał i z miłą chęcią szukałam w nim i na nim kesza razem z Adrianem. Nawet Pan siedzący na ławeczce opodal nie zawstydzał nas swoją obecnością. Zresztą mało mnie interesowało co pomyśli o skaczących po pociągu rowerzystach, zaglądających w każdą dziurkę. Niestety, kesza nie udało się nam odnaleźć. 
Ale fotki porobiłam :)












taki widok w moim wizjerze oznacza chyba - Goooosia.... jedziemy dalej ?;)


Adrian wklepuje w swoją nawigację dane gps następnego kesza.
Jedziemy. Do Chlastawy, gdzie znajduje się zabytkowy kościółek drewniany. 







 
Kościół ładny, żałuję tylko, że był zamknięty. Podobno można zadzwonić do księdza czy proboszcza i poprosić by otworzył. Ale aż takimi zapaleńcami i wielbicielami kościołów nie jesteśmy by robić komuś kłopot.
Po krótkim oglądnięciu i spacerze dookoła drewnianego zabytku Adrian zabrał się za szukanie kesza. Dość sprawnie mu to poszło.


"Gosia jest" usłyszałam tylko ....


i zaraz paczka była już na wierzchu.. wisząca na sznurku ;)


"i co my tu mamy?"


"kaseta" ;) na pewno komuś się przyda ;) Nie pamiętam nazwy zespołu ale pewnie Adrian pamięta więc jak kogos coś? to do Adriana ;)


reszta gadżetów łącznie z historią tego kościoła. 


wpis do księgi gości i znalazców..

Kierunek - Zbąszyń do miejsca gdzie kiedyś stał zamek powstały w XVI ale zniszczony przez Szwedów podczas potopu. 
Jak dowiedziałam się od Adriana, do dziś zachowała się tylko brama wjazdowa i muzeum. Tam też jedziemy właśnie.


w poszukiwaniu kesza...


malutkie te drzwiczki. zamknięte. Sprawdziłam oczywiście ;)




Adrian wraca. Nie daje za wygraną. Nadal szuka kesza.
Nie ma :(


Ustawia nawigację na następne miejsce warte poznania.

Pomnik Karola Wojtyły siedzącego w kajaku, czytającego książkę.

Miejsce które mnie zachwyciło. Przyjemnie tu przyjść, posiedzieć, odpocząć...
W tle za pomnikiem opadająca woda fontanny przygrywa muzyczkę co daje naprawdę fajny klimacik do rozmyślań.



 

Adrian wchodzący w wizjer? No tak... czas na nas ;p

Niestety i tutaj kesza nie znaleźliśmy ale to dla nas żaden priorytet. Kesze są przy okazji a dzięki nim możemy dowiedzieć sie i poznać np. takie miejsca o których jeśli przypadkiem byśmy się nie dowiedzieli to pewnie wcale.. 

Następnym i ostatnim punktem naszej wycieczki jest hodowla saren i jeleni w lesie we wsi Przychodzko. Strasznie sucho jest w lesie, i piasku dużo przez co ciężko się jedzie ale mimo to nie zamierzaliśmy zrezygnować. Pojechaliśmy.



Przez moment zobaczyliśmy te piękne zwierzęta ale niestety płochliwe i bardzo szybko uciekły. Skupiliśmy się więc na szukaniu kesza. Udało się.


Początkowo mieliśmy wracać pociągiem z Międzyrzecza. Ale ...godzina wczesna, piękna pogoda, kilometrów do Gorzowa jak dla nas nie za wiele...
Tak więc? Wracamy rowerami. ;) Oczywiście prowadzi nas nawigacja- pięknymi, nieznanymi nam ścieżkami ;)


kto powiedział, że pies tylko broni swojego Pana?


kolorowa ulica


Państwo na włościach :p


może mleka koziego?


żeby dostać trzeba dać :p


to może marchewkę?


albo buziaka?


hehe... koza ma dość... 


Adrian- bez urazy... woli towarzystwo innej kozy... ;)  

Droga do Gorzowa przez moment prowadzi ścieżką wzdłuż torów.




Niestety, żaden pociąg w tym czasie nie przejechał. Może poczekamy?


Mina Adriana powoduje, że szybcikiem wsiadam na rower... 
i jeszcze przed zachodem słońca meldujemy się na obrzeżach Gorzowa. 


Zadowoleni wracamy do domu..




słoneczko zachodzi... koniec wycieczki. 

Do następnego ....wschodu ;)

trasa:  https://www.endomondo.com/users/10267544/workouts/814174390
Adrian:  http://robak88.bikestats.pl/1521100,Ziemia-Zbaszynska-w-poszukiwaniu-keszy.html

Bukowiec- drugie podejście.

Sobota, 10 września 2016 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Jakiś czas temu, pojechaliśmy z Adrianem do Łagowa by podjechać sobie na górę Bukowiec, najwyższe wzniesienie województwa lubuskiego. Rzuciłam taki pomysł na dzisiejszą wycieczkę choć byłam już tam w maju tego roku ale wiedziałam, że Adrian ma na nią ochotę to raz, po drugie miał tam do spełnienia misje- wpisać się do kesza, po trzecie wycieczka kusząca bo dość długa a ja potrzebuję tego ponieważ przez dwa tygodnie nie wsiadałam na rower i czułam wieeeelką tęsknotę ;). Poprzednim razem nam się nie udało bo przestrzeliliśmy szlak prowadzący na Bukowiec, więc dziś, już ze wspomaganiem ze strony nawigacji Adrian spróbowaliśmy ponownie. Do Łagowa pojechaliśmy trochę na okrętkę coby przedłużyć sobie trasę, natomiast z powrotem już bez kombinowania. Byłam po nocce w pracy i już pod wieczór zaczynał mi dokuczać brak snu. 
Na górę wjechał Adrian, ja trochę podprowadziłam rower. Jest jednak postęp bo teraz tylko kawałek a wcześniej jak byłam w maju ze znajomymi, wprowadzałam rower bez podjechania nawet kawałka ;) Mój mały sukces ;)


Kiedy Adrian ustala nam trasę do Łagowa... nie za krótką, nie za długą, byle atrakcyjną- szlakiem....


... ja oczami wyobraźni pływam kajakiem po rzece Obrze ;)


Czas na dalszą drogę- tylko którym szlakiem?


na szlaku...

Kiedy znaleźliśmy się w Gorzycy zainteresowaliśmy się tamtejszym pałacem. 
Niestety- pałacyk to budynek który lata świetności ma za sobą ale za to całkiem przypadkiem odkryliśmy Gospodarstwo agroturystyczne na posesje którego postanowiliśmy sobie wjechać. Tak jak na początku wrażenia nijakie tak im bardziej wgłąb tym przyjemniejsze odczucia. Duża przestrzeń nad rzeczką, sporo wiat, miejsca na ogniska, pole namiotowe. Dla osób które pragną spokoju i odpoczynku miejsce naprawdę wymarzone.


Adrian? Bar na Stawie?


jednak banan ;)






a teraz- czas na tor przeszkód....


ślizgawka również musi być... 


stały bywalec torowiska? to zna rozkład jazdy pociągów mam nadzieję ;)




były Wiewiórki, teraz Pieski ;)

Już w Łagowskim parku- żołtym szlakiem na Bukowiec..







i w końcu....


Bukowiec zdobyty


kesz znaleziony


wpisy porobione

Czas wracać do domu.. ;)'

Mimo, że nockę spędziłam w pracy, bardzo fajnie mi się jechało. Naprawdę udana wycieczka. 
W planach mamy zamiar jeszcze odnaleźć górę Gorajec więc powrót w te strony zapewne niedługo ;)

Adrian: http://robak88.bikestats.pl/1513425,227-m-npm.html
trasa :https://www.endomondo.com/users/10267544/workouts/803222087

Jarmark Zakonny w Bierzwniku

Niedziela, 17 lipca 2016 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Po wczorajszym rajdzie "Aktywnie dla Rafała" dziś dla odmiany spokojny już, bez pospiechu, powrót do domu z Krzyża.. oczywiście na okrętkę. Adrian zgodził się mi towarzyszyć, za co bardzo mu dziękuję ;)  
Ponieważ nocowałam w Krzyżu, więc tym razem, nie pod garażem a tutaj w klubie grupy "Dynamo" Krzyż, czekałam na Adriana, który stawił się około 10ej.
Chwile potem  żegnamy się z moimi fantastycznymi znajomymi i wyruszamy w kierunku Bierzwnika, tzn. w kierunku który narzuca nam Adriana GPS... ;)
Słowa Adriana bezcenne tego dnia na samym początku wycieczki: "Piachu będziemy mieli tylko na początku a potem już cały czas asfalt". Szczerze i naiwnie w to wierzyłam i prawie miał racje- bo przecież bruk zwany kocimi łbami przez 3/4 drogi nie był piachem. Jakby nie patrzeć... zalicza się bardziej do "asfaltu" :p 

W Bierzwniku tego dnia, odbywały się Międzynarodowe Targi Wyrobów Klasztornych, dlatego też postanowiliśmy jechać do Gorzowa właśnie przez Bierzwnik. Muszę przyznać, że bardzo fajna i udana impreza. 


fragment wnętrza dawnego klasztoru cystersów


wyjście na ogród


piwnica w której aktualnie znajduje się restauracja


jedno ze stoisk


następne...


moje motto ;)


jakby kto nie wiedział... :)

idziemy dalej.... 


fajne lustereczko.. pasowałoby mi do sakwy ;)


bogata kolekcja 


o.. i seteczka ;)




załapaliśmy się oboje nawet na zbadanie ciśnienia i poziomu cukru we krwi.. a co? 

Czas wracać...

trasa: https://www.endomondo.com/users/10267544/workouts/...
Adrian: http://robak88.bikestats.pl/1490718,Poczuc-ducha-c...

Dni Kostrzyna ?

Sobota, 14 maja 2016 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Tego dnia postanowiliśmy z Adrianem pojechać do Kostrzyna. Duże oczekiwania mieliśmy jeśli chodzi o fajną zabawę ponieważ akurat odbywały się tam Dni Kostrzyna. Choć pogoda taka sobie w porównaniu do poprzednich cieplutkich dni i wiatr który wiał nam prosto w twarz to jednak nie zniechęciło nas to by do Kostrzyna pojechać bardziej łukiem niż po linii prostej. Impreza zaczynała się o 12ej także mieliśmy sporo czasu by tam dojechać nawet gdyby przyszło nam się zgubić jak już to mamy w standardzie :) 
Po drodze zatrzymaliśmy się przy hodowli Danieli. Kompletnie nie rozumiem po co hoduje się te zwierzaki ale skoro już sa na wyciągnięcie ręki więc zatrzymaliśmy się, by pooglądać je z bliska.
 

Jedna z nich prawie weszła mi w aparat.. :)


pięknie pozowała...
do momentu...


poruszenie w stadzie... 


nadciąga z rozwianym włosem....


spragniony pieszczot?


no tak... Adriana trawka smaczniejsza :p

Dalej prosto już do Kostrzyna.
Miałam nadzieję, na więcej atrakcji niż faktycznie miało to miejsce.
Niestety Dni Kostrzyna okazały się skromnym festynkiem.
Nie zabawiliśmy tam długo. Postanowiliśmy pojechać sobie do Chwarszczan. Przypadkowy Pan (też rowerzysta) który do nas zagadał powiedział nam, że w Chwarszczanach też jest dziś impreza. Nie zastanawialiśmy się długo....

kilka fotek jeszcze z Kostrzyna


czekoladowe narzędzia

 


występy dla dzieci


najfajniejszy punkt programu- muzyka na żywo

Pożegnaliśmy Kostrzyn i niedługo potem przywitaliśmy Chwarszczany....
Tym oto sposobem wykręciliśmy jakieś 140 km co zrekompensowało nam mało ciekawe dni Kostrzyna :)

trasa: https://www.endomondo.com/users/10267544/workouts/...
Adrian: http://robak88.bikestats.pl/1462842,Kostrzynskie-p...

wokoło Międzyrzecza

Niedziela, 8 maja 2016 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Jakiś czas temu z Adrianem, stwierdziliśmy, że nadszedł już ten czas by jeździć gdzieś dalej. Wszystko wkoło Gorzowa, w promieniu tak mniej więcej 60 km mamy objechane. Nic nowego. Te same miejsca, te same dróżki, kesze przez Adriana wyłapane. Nie ma co... szukamy nowych szlaków, nowych miejsc i tym samym nowych wrażeń. 
Wybór pada na Międzyrzecz, gdzie by nie tracić czasu na dojazd pojechaliśmy pociągiem. Jedyny żal, że mogliśmy jechać o 5ej godzinie a nie o 9ej gdyż zyskalibyśmy 4 godziny fajnej jazdy. Czuję lekki niedosyt ale przecież my i tak tam wrócimy i to pewnie nie raz bo tereny przepiękne no i .. nieznane ;)
Jeszcze dobrze nie wyjechaliśmy z dworca a już szukaliśmy kesza. 


Sosna- zabytek. Tu niedaleko Adrian wyłapał kesza.


pamiątkowe zdjęcie musi być

Następne miejsce z ukrytym keszem to gdzieś nad jakimś jeziorem. Adrian miał dokładne namiary, więc prowadził a ja tylko jechałam tam gdzie On. 


jest i znalezisko ;) Te kamyki na zdj zostały w opisie Adriana szumnie nazwane tamą :)


Podejrzałam wpis Adriana- to jezioro nazywa się nie jakieś tylko Bobowickie 

Gdzieś kawałek dalej....

.... jak ja żałowałam, że nie miałam przy sobie karmy dla koni.. :( 

Następnym celem naszej wycieczki jest Pomnik Wilka. Nie znałam legendy ale sama nazwa mnie zaintrygowała. 
Oczywiście i tam był ukryty kesz. Był- bo już nie ma. Zjadł go wilk!
Szukając Wilka tzn. tego jego pomnika trochę błądziliśmy po lesie. Adrian na swoim gps-ie miał dokładne namiary na pomnik... które nijak miały się do tablicy informującej gdzie ów pomnik się znajduje.
Na drogowskazie było wyraźnie napisane- "pomnik wilka" 200 metrów. Tymczasem kiedy jechaliśmy w tamtym kierunku zgodnie z informacją, Adrian twierdził, że jego gps pokazuje, że się oddalamy. Kiedy zawróciliśmy tj. jechaliśmy w odwrotnym kierunku niż wskazywała strzałka na tabliczce kierującej do pomnika, to gps pokazywał, że się zbliżamy.. no i tak to trwało jakiś czas. Na całe szczęście Adrianowi przypomniało się (lepiej późno niż wcale), że gps ma ustawiony na miejsce schowanego już nieistniejącego kesza przy tej tabliczce kierującej a nie na pomnik. Cóż... można i tak. Pogrzebaliśmy trochę w ziemi. Pod jednym drzewem, drugim.. kesza nie ma. Zjedzony. Na bank. Przez wilka :p
I Ostatnie podejście- Szukamy pomnika. 200m i strzałka. Jedziemy.... No i "jest" słyszę jak Adrian krzyczy podekscytowany. Patrze -no jest. Stoi. Na wzgórzu. Trudno go nie zobaczyć. Duży taki. Ale ja szukałam wilka. Czegoś przynajmniej na kształt wilka. A pomnik okazał się zwykłym, wyprasowanym, wyszlifowanym i nawet wypolerowanym prawie, z każdej strony trapezem z kamieni ;) Choć kształtem to on niestety wilka nie przypomina którego się spodziewałam, ma za to tabliczkę pamiątkową, więc jakiś zarys historii jest. ;)
Dokładniejsze konkretniejsze informacje na ten temat ma Adrian na swoim blogu: 
http://robak88.bikestats.pl/1460127,Okolice-Miedzy...





Kolejny cel: następny kesz. 
Wieś Szumiąca i elektrownia.
Kiedy Adrian z charakterystyczną dla siebie zaciętością zaczyna szukać kesza, ja zajmuję się robieniem zdjęć. 
Zamiast elektrowni wolałabym jakiś pałac? albo zamek? dworek? Są takie .. bardziej dziewczyńskie niż te elektrownie :p Ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma.
Adrian znikł. Nie ma. Zostawił mnie, rowery i se poszedł... 
No nic. Czas na zwiedzanie :)


elektrownia z przodu


z tyłu


po drugiej stronie


wśród roślinności


z za drzewka..

Adrian wrócił. Jednak wciąż szuka kesza. Pomogę mu myślę, naprowadzę na jakiś trop bo przecież zakwitniemy tutaj. A mi się już pomysły na elektrownie skończyły...


udało się. Pamiątkowy wpis tym malutkim ołóweczkiem i jedziemy dalej..

Cały czas szlakami zaznaczonymi na mapach. Większa frajda :)
Trafiamy do rezerwatu "Czarna Droga". Jak dla mnie to bardziej zielono w nim niż czarno ale niech będzie. Może nazwa została nadana jesienią kiedy liści na drzewach nie było? no to faktycznie mogło być czarno. Dziś jest zielono, przepięknie i tajemniczo. Jadąc tą drogą zastanawiałam się cały czas gdzie wyjadę? i co zobaczę?


Niekończący się tunel :)





Potem przez kolejne wsie, lasy, pola, łąki ...

gdzieś tam... w kolejnym z wielu pól rzepaku




Oczywiście się zgubiliśmy, ale takie znaki nam pomogły :) Świetna sprawa. Stoją na każdym rozwidleniu dróg.

W drodze powrotnej do Międzyrzecza..uśmiechnięta buzia Adriana...

... o tu....


... i tu....
świadczy o tym, że dobry pomysł miałam z tym Międzyrzeczem :) 

Teraz to już tylko na dworzec, pociągiem do Gorzowa i w domu jestem około 21.30

trasa: https://www.endomondo.com/users/10267544/workouts/...
Adrian: w tekście :)

Wozy bojowe w Międzyrzeczu

Czwartek, 21 kwietnia 2016 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Jakiś czas temu Adrian rzucił propozycję, żeby 21 kwietnia jechać do Międzyrzecza bo tam będzie wystawka wozów bojowych i takie tam. Można podotykać, pochodzić po nich, ubrać się w ich ciuszki... czyli wszystko to, co mnie akurat "bardzo interesuje". Oczywiście propozycję przyjęłam entuzjastycznie i choć byłam po nocce w pracy... jedziemy ;)

Godzina 6a wychodzę z pracy, łamie wszystkie przepisy jadąc do domu, oczywiście oprócz tych drogowych :), łazienka, prysznic, ciuchy i 7.45 melduję się pod garażem. Adriana o dziwo jeszcze nie ma. Pewnie myśli, że się spóźnie.. a tu zonk. Podjeżdża akurat jak czyszczę łańcuch w rowerze. O dziwo ja! Nareszcie ;) i nie wiedziałam, że smar się tak trudno zmywa z rąk ;) Ale na szczęście Ludwik dał radę :)

O tym w jakim celu jedziemy do Międzyrzecza i co tam będzie dowiaduję się w czasie jazdy. Oczywiście Adrian mi już kilka razy mówił jaki jest cel naszej wycieczki ale po co mi to pamiętać? Ważne że jedziemy i będzie fajnie ;) Tym bardziej, że pogodę zapowiadali piękną co też się sprawdziło. Słonecznie i cieplutko do samego wieczora.

Zajechaliśmy trochę przed czasem bo przed 12ą a wszystko miało się zacząć o 12ej. Ale to tylko na dobre nam wyszło bo nie było tłumów, mogliśmy spokojnie sobie pospacerować, spokojnie porobić zdjęcia bez niespodziewanych gości w kadrze...

W drodze..



Oczywiście musiałam choć do jednego zajrzeć :)




Obra.

Już w Międzyrzeczu, na miejscu... wolnym jeszcze od tłumów ;)


krótka informacja o obiekcie....




zamaskowany żołnierz ;) Byłam pod wrażeniem stroju "balowego" ;)




Adrianku Robaczku... czemu jesteś na rączkach u tego pana?


A Adrian mówił, że to wozy bojowe. A TO to nie czołg?? :p


Szybka przymiarka peruki na działo... i reprezentację można zaczynać :)






na razie tylko kapelusz i okularki ;)

żołnierze bardzo chętni do pomocy i rozmów o swojej pracy



Nowe wcielenie Adriana: Odnalazł swoje powołanie.


ma już strój...


... a teraz szuka swojego nowego pojazdu ;)


...bo broń już komuś podwędził..


no i w całej okazałości :)


teraz czas na naukę...

Ostatni rzut okiem na Twardzieli ;)






"tłumy" nadciągają




skoro ja jestem na zdjęciu znaczy to, że nie ma już czego fotografować.
Ale za to jaka widownia!! ;)

Czas na obiad!


żołnierska grochówka


(wstawiam dwa podobne zdjęcia bo nie mogłam się zdecydować- i tak nie jest źle bo z grochówką zrobiłam chyba z 10 ;)

Powrót...
Oczywiście coś mnie tknęło i wsadziłam do sakwy przysmaki dla koni. No i fajnie bo udało nam sie spotkać bardzo przyjazne koniki ;)




Prawie z takim samym apetytem je jak Adrian grochówkę


Dworek przy którym stały te sympatyczne konie


chyba chce jeszcze ;)


nie pytaj czy chce tylko karm ;)

około 21 melduję się w domu.

Adrian: http://robak88.bikestats.pl/1441200,Wojskowe-pokazy-w-Miedzyrzeczu.html
trasa: https://www.endomondo.com/users/10267544/workouts/710973483

drugi dzień -po obu stronach Drawy

Niedziela, 17 kwietnia 2016 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Drugi dzień rajdu... 

W planach był wyjazd z Krzyża, na kołach do Drezdenka na rajd organizowany przez tamtejszy klub, Niestety, padało od samego świtu. Zazwyczaj rajd odbywa się bez względu na pogodę ale tym razem wyjazd nie miał sensu i każdy decydował się na powrót do domu pociągiem. 
Jedni do Piły, inni do Trzcianki, ja do Gorzowa, 
Niebo było tak zaciągnięte chmurami, że nie miałam najmniejszej nadziei na jakieś się przejaśniania.
Pierwotnie miałam zamiar wracać do Gorzowa na kołach a ponieważ Adrian miał również wolne i jak zawsze chęć na rower więc byliśmy umówieni tak, że wyjedzie mi na przeciw i gdzieś w Drezdenku się spotkamy.
Niestety, telefon do Adriana z samego rana... wracam pociągiem, on zostaje w domu.
Do godziny 10ej jeszcze wszyscy posiedzieliśmy w klubie. Ostatnie chwile jeszcze razem. Jakies dyskusje, rozmowy, wspominki, i ruszamy na dworzec.
Jadę tak i jadę i jadę... i cholerka, trafia mnie na samą myśl, że mam wolną niedzielę, do pracy dopiero nazajutrz na nockę, mogłabym pojeździć bez stresu, że zaśpię do pracy, aż do samego zmierzchu. Godzina dopiero 11a a ja mam wracać do domu?? tak po prostu? ... 
Siedzę w tym pociągu, gapię się beznadziejnie w okno, za okno, na rower, na niebo, znowu za okno, znowu w niebo... cholera... 
Telefon Adriana. Mieszka niedaleko dworca, mówi, wyjdzie po mnie by pomóc mi z sakwami,,, bo rower mój do dworcowej windy się nie mieści a po schodach nie dam rady bo ciężko. No i doznałam olśnienia, Santok. Skoro nie dam rady po schodach to wysiadam w Santoku, tam nie ma schodów i te 15 km około do domu mogę zmoknąć, nic mi się nie stanie. Z cukru nie jestem ;)
Postanowione. Jadę. Telefon do Adriana- czy chce czy może... czy wyjedzie mi na przeciw.?
I tak oto spotykamy się w Czechowie. 
Padać przestaje, widzimy kawałki niebieskiego nieba... kiedy dojeżdżamy pod garaż słoneczko ślicznie grzeje.
Zostawiam sakwy.... i w trasę. Nie można zmarnować takiej pogody i wolnej niedzieli. ;)
Ten Santok to najlepsza decyzja tego dnia ;)
















;)

trasa: https://www.endomondo.com/users/10267544/workouts/708162295