Radusz? nie tym razem…

Sobota, 4 listopada 2017 · Komentarze(0)
Spotkanie z Adrianem jak zwykle o 7.30 w garażu. Dobrze, że Adrian ma do mojego garażu klucze bo zawsze coś tam może sobie podłubać przy rowerach w cieple czekając na mnie. Choć zawsze wydaje mi się, że mam sporo czasu to jednak okazuje się, że biedny czeka na mnie od jakiejś pół godziny. Pomijam już fakt, że zawsze przyjeżdża wcześniej niż jesteśmy umówieni a potem z wyrzutem w oczach patrzy na mnie i na moje pytanie? - Długo czekasz? Odpowiada: nooooo.... I tak z godziny 7.30 robi się 8 kiedy opuszczamy garaż. ;) Wymyśliliśmy sobie, że dziś pojedziemy odwiedzić największą wieś Puszczy Noteckiej, wieś której już nie ma- Radusz. "Na początku XVIII wieku Niemcy z Dolnego Śląska przyjechali tutaj, by w sercu puszczy budować nowy świat. Powstała miejscowość, o której sami mieszkańcy żartem mówili, że jest większa od Berlina. Były tu karczmy, młyny, bogate obejścia, a nawet urząd stanu cywilnego i amatorski teatr. Świat ten rozpadł się w ciągu kilku miesięcy..." Jedziemy więc w kierunku Santoka na Stare Polichno, Dobrojewo by niedaleko przed Murzynowem skręcić w Puszczę i wyjechać w Krobielewko. Ponieważ ja bardzo lubię wypić sobie kawkę podczas tych naszych wycieczek, zajechaliśmy do Międzychodu na Orlen by przy kawie obmyślić dalszy ciąg wycieczki. Adrian jako zapalony keszowielbiciel przygotował kilka namiarów na kesze które miały się znajdować w okolicy. Z tego zbioru wybraliśmy 3 naszym zdaniem najciekawsze i wyruszyliśmy w kierunku Radusza. Gdzieś na polu przykuła naszą uwagę ognista murzynka. Mało takich na gorzowskich drogach więc postanowiliśmy spotkanie z piękną nieznajomą w jakże zabytkowym aucie uwiecznić na fotografii. Adrian choć niechętnie ale pożegnał Panią i ruszamy dalej...
Gdzieś między wioską Mokrzec a wioską widmo Radusz, docieramy do miejsca pamięci zamordowanych przez Hitlerowców dwóch Obywateli radzieckich gdzie ukryty jest kesz. Nie musieliśmy długo szukać by go znaleźć :)


pamiątkowy wpis do księgi gości

Duma rozpiera. Bo jakie to ma znaczenie, że to ja znalazłam? :p
Drugi kesz miał się znajdować pod tą tablicą. A dokładnie pod ławeczką której nie ma. Może i się znajduje nadal. My go niestety nie znaleźliśmy. Tak czy inaczej warto wiedzieć, że takie miejsce jest bo ścieżka dydaktyczna wygląda na ciekawą.


Nareszcie docieramy do ... tablic informujących o istnieniu Radusza. Niestety tylko do tablic gdyż by przejechać się tą ścieżką rowerową i pozwiedzać dawną wieś mieliśmy za mało czasu. Ale już dziś wiem jaki będzie nasz następny cel wycieczki ;)



Następne i zarazem ostatnie miejsce w którym znajduje się jeden z wybranych przez nas keszy to figurka św. Huberta koło Radusza.

Tym razem sporo czasu zajęły nam poszukiwania. Trochę musiałam się nagimnastykować by znaleźć ukryty kesz jednak warto było. Satysfakcja gwarantowana zwłaszcza że we wpisie na stronie są wzmianki o nieznalezieniu kesza przez poszukujących.
"Bezczelny kesz, pilnuje go sam Hubert" Taki opis widnieje na stronie z namiarem na św. Huberta. Muszę przyznać- Podchwytliwie i bardzo trafnie.
Moje poszukiwania trwają....

Wszędzie wejdę..
A tam gdzie nie wejdę znaczy, że wejść nie chcę :)

Przyjmuję pozycję do zdjęcia

Niestety Hubert pozować nie chce
Kesz znaleziony. ;)


Kiedy Adrian ogląda znalezisko z gadżetami ja biegusiem do sakwy czy aby czegoś nie mam co mogłabym zamienić. I mam. W tym moim artystycznym nieładzie w sakwie który Adrian nazywa chaosem znalazłam coś małego, coś mojego, coś co mogę oddać. Oddałam moje a wzięłam breloczek do kluczy będący świecącym otwieraczem do butelek. Przyda się kiedy będę miała ochotę na piwo. Bo przecież piwo dla sportowców jak najbardziej wskazane jest a z otwieraczem zawsze to łatwiej.

A co zostawiłam? Tajemnicą moją jest... moją i Adriana oczywiście :)

no i po deszczu...

Czwartek, 2 listopada 2017 · Komentarze(0)
5.00 pobudka- PADA!
Deszcz pada!
Cholera- naprawdę pada.

Ja wolne w pracy specjalnie na rower wzięłam a tu PADA. Kuchnia-pokój, pokój-kuchnia, okno-balkon, balkon-okno... no pada. Latam jak z pieprzem w tyłku od okna do okna...

To po to ja wolne wzięłam by siedzieć w domu?
W siodełku tzn. na siodełku siedzieć chcę.

Pada i za cholerę przestać nie chce.

Rzut okiem za okno - deszcz. Malutki jeszcze. Nie ma co. Idę się szykować. Z Adrianem umówiona jestem na 7.30. Przestanie padać pocieszam się. Bo kto inny może mnie pocieszyć? Wszyscy normalni o tej porze śpią. Nie patrzę więcej przez okna, nie latam więcej od kuchni do pokoju i nazad, nie patrzę na zewnątrz- idę do łazienki.

6.00 - głowa umyta, makijaż rowerowy się robi - i pada. Dalej pada. Ba.. mało tego. Leje. Nie patrzę co prawda przez okna ale i nie muszę. Słyszę jak dudni po parapecie, dużo bardziej niż wcześniej.

7.00 jestem gotowa do wyjścia. Zresztą jak zawsze przed czasem więc dlaczego zawsze się spóźniam? Dziś bym była punktualnie w garażu ale nawet pewnie nie będę miała jak tego udowodnić bo do spotkania nie dojdzie. Leje, wieje - rower odwołany. :(

Ale jest jeszcze szansa- minimalna. Do 10.00 dajemy sobie czas. Jak nie przestanie padać trudno, nie idziemy. Przestanie- idziemy nawet na pół dnia.

Czekam więc. Puściłam sobie najnowszy odcinek jednego z moich ulubionych seriali (jest ich 3) i oglądam wsłuchując się co tam za oknem w trawie piszczy.

9.40 nic nie słyszę. Nie wierzę. Przestało padać. Przejaśnia się. Znowu latam pokój-kuchnia, kuchnia-pokój, okno-balkon, balkon-okno.. Nie pada! Naprawdę NIE PADA :)

Telefon do Adriana. Też miał dzwonić właśnie :)
Decyzja podjęta- za godzinę w garażu.

Kierunek Witnica, bo dawno tam nie byliśmy, Kawa Orlen i dalej tam gdzie postanowimy :)

Jak dobrze, że dzień wolny od pracy wykorzystany tak jak być wykorzystany powinien :) No i całkiem spory dystans, choć późna godzina wyjazdu. :) To lubię.

Ciepło, fajnie, trochę z deszczem, ale miło... Szczęście moje nie zna granic. Z tego szczęścia to nawet o aparacie zapomniałam. Także tym razem bez zdjęć..

Niedziela rowerowa. Miała być i jest.

Niedziela, 22 października 2017 · Komentarze(0)
Wczoraj byłam na rajdzie w Krzyżu. Rajd pieszy po Drawieńskim parku. Wracać do Gorzowa miałam rowerem. Oczywiście nie sama. Jak to często bywa przyjechać miał po mnie Adrian i razem tak na kołach....

Niestety, pokrzyżowały mi się plany, Z rajdu musiałam wrócić w sobotę wieczorem. Ale co z niedzielą? Niestety pogoda zapowiadała się paskudnie. Od rana ulewa połączona z dużym wiatrem. :( Myślałam, że pozostanie mi siedzieć w domu. Zaczęłam już planować jakoś dzień. Moim domownikom zaproponowałam smaczny wyszukany obiad czyt. czasochłonny obiad. Ale co mi tam. Mogę robić. Godzina wczesna. Na wymyślanie obiadu mam więc sporo czasu. Tak sporo, że moim zaczęła już ślinka lecieć na samą myśl. Hehe... i to by było na tyle.

Godzina 12.00 a za oknem kawałki niebieskiego nieba. Dzwonię do Adriana co on na to? A on oczywiście na TAK.
Mam dylemat. Moi mój obiad chcą ale ja chcę na rower.
Zmiana planów. Zmiana koncepcji. Połączyłam marzenia obu stron i zaczęłam działać. Obiadek prosty, mniej wyszukany ale też palce lizać. A ja uszykowana i o 14ej gotowa do wyjścia. Wilk syty i owca cała.

By nie pchać się przez centrum Gorzowa i nie tracić czasu obieramy kierunek na Łubiankę, Karsko, Nowogródek... by wylądować w Barlinku na kawie i wrócić przez Danków, Kłodawę do Gorzowa.


A rano jeszcze padało.....



już na powrocie ... zmrok zaraz





Moi obiad pojedli, ja spełniona po swojemu... Wszyscy szczęśliwi i zadowoleni :)

Niedziela rowerowa miała być i była :)

na ogrodach w Tucznie

Niedziela, 15 października 2017 · Komentarze(0)
Tym razem z Adrianem tak sobie umyśliliśmy, że pociągiem podjedziemy do Trzcianki a z Trzcianki do Gorzowa na kołach kierując się moją niezawodną nawigacją w telefonie która prowadzi nas różnymi drogami, lepszymi, gorszymi, takimi z dala od samochodów, a czasami i takimi które lata świetności mają dawno za sobą :) Tak czy inaczej- pełne niespodzianek są te nasze nawigowane wycieczki. Muszę przyznać, że droga z Trzcianki przez Rusinowo do Tuczna mało atrakcyjna była. Jedziemy szosą, która się strasznie dłuży. W Tucznie natrafiamy na zamek. Nie wiem kogo, nie wiem z którego roku. Wiem, że atrakcyjnie wygląda i musimy tam pójść. Pierwsze co - armaty. Zdjęcie na armatach musi być. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że Adrian dziwnie siedzi na tej armacie. Coś jakby rozkrok nie taki...???

Moryń

Poniedziałek, 9 października 2017 · Komentarze(0)
Moryń- wyjazd do tego miasteczka już od dawna chodził mi po głowie. Denerwowałam tym trochę Adriana, bo termin wyjazdu jaki sobie upatrzyłam nijak miał się do wolnego terminu Adriana, co oznaczało, że pojadę tam sama. Bardzo korci mnie maraton jaki organizowany jest w Moryniu. Słyszałam o nim dość dużo i same pozytywy. W tym roku organizowany był na koniec września. Adrian nie mógł jechać i żebym ja również nie pojechała wynalazł mi inną dość ciekawa imprezę tego samego dnia co maraton, w przeciwnym kierunku a mianowicie w Sierakowie. Miałam do wyboru albo maraton w Moryniu, albo zlot starych aut w Sierakowie. Wybrałam auta których i tak zresztą nie zobaczyłam a do Morynia pojechałam z Adrianem. Oczywiście, coby czasu nie tracić na dojazd, drogą którą doskonale oboje znamy, do Kostrzyna pojechaliśmy pociągiem. Z Kostrzyna prosto na Moryń. Wybraliśmy drogę na Namyślin, Sitno, Mieszkowice - Moryń. Mamy fajną mapkę na której są zaznaczone ciekawe miejsca i zabytki i trzymając się tych wskazówek ruszyliśmy przed siebie. Niestety wszystkiego nie zobaczyliśmy bo czasu nam nie starczyło. Za bardzo pochłonęły nas zwierzęta w parku ale o tym za chwilę. 1. Czarci Głaz

ku słońcu..

Poniedziałek, 15 maja 2017 · Komentarze(0)
Kategoria Samotnie
Poniedziałek rano. Godzina 5.00 pobudka.
Dziś wolne od pracy więc postanowiłam sobie, że pójdę na rower. Trochę kiepsko bo Adrian pracuje i muszę iść sama ale nie zamierzam w tak piękną pogodę siedzieć w domu. Szkoda dnia. No cóż, mp3 naładowana więc dam sobie jakoś radę. 
Ważne, że na dworze ciepło, słoneczko pięknie świeci, bez większego wiatru, aż żyć się chce. 
Wyjechałam z garażu około 9ej. 
Kierunek- Kłodawa, Łubianka na początek a tam postanowię co dalej.
Tak więc dalej jest jednak Karsko. Choć droga znana mi już na pamięć to wolę tak, spokojniejszą opcją niż tłuc się drogą krajową na Barlinek z tymi samochodowymi wariatami którym się zawsze spieszy i zawsze droga jest za wąska by omijać rowerzystów w bezpiecznej odległości. Poza tym, moim celem jest Barlinek i powrót do Gorzowa a to zdecydowanie za krótki dystans by tak po prostej jechać. Muszę jakoś na okrętkę :)
Do Karska jechałam dwa dni temu razem z Adrianem. Ale co szkodzi mi ją powtórzyć dzisiaj? 
Z Adrianem jak jadę to jak owca za pasterzem. Patrzę tylko gdzie on jedzie i nic nie widzę dookoła. 
Gada mi, opowiada coś, śmiejemy się... a kilometry uciekają. Widoki również. I okazuje się, że jest godzina 18-a a my jesteśmy w Gorzowie. Dziś przynajmniej na spokojnie, z oczami dookoła głowy, pooglądam sobie wszystko i wszystkich. A propo wszystkich. Na wsiach to jakby czas stanął w miejscu. Słonko grzeje. Babcie na ogródkach sobie pielą, niektóre siedzą na ławeczkach przed domkiem, jakaś babcia w chustce na głowie obserwuje świat przez okno, dziadkowie w kaloszach oglądają swoje niedawno zaorane pole,... a ja sobie tak jadę i robię za cudaka bo wszyscy na mój widok odrywają się od swoich zajęć i otwierają szeroko oczy. Ale dziś mi jest tak fajnie, że im wszystkim mówię dzień dobry a dzieciom to i nawet pomacham. A co mi tam. Niech też mają fajny dzień ;)

A przed Karskiem...

wyjątkowo mało strachliwe dziś... ;)

Poniżej propozycja trasy dla Adriana. W jednej ze wsi przez którą przejeżdżałam zauważyłam na tablicy ogłoszeń ;)
Na pielgrzymce już byliśmy więc takie zakony i kościoły pojezierza też możemy zwiedzić ;) 



Szczęśliwe gospodarstwo? Ale Gospodarze chyba nie wiedzą, że podkowa na szczęście powinna być do góry powieszona, podobnie jak słoń, który trąbę musi mieć do góry zadartą. ;) Następnym razem jak tam będę to im przewieszę ;)


Już z Rutnicy czy dopiero w Rutnicy?


Rówienko? - Gówienko :p Pierwsze skojarzenie i czy tylko ja mam takie?

No i tutaj już nasze drogi tj. sobotniej trasy z Adrianem a dzisiejszej mojej samotnej się rozchodzą. Z Adrianem pojechaliśmy na Równo, w kierunku przeciwnym do Gówienka, a ja jadę sobie na Lutówko i prosto do Barlinka.  
W Barlinku zwyczajowo już kawka na Orlenie. Chwila beztroskiego lenistwa. Mała fotka i mms po...oszedł... do tych którzy pracować muszą by bawić się mógł ktoś :) Pozdrawiam Agatkę i Adriana ;)

Powrót przez Danków do Gorzowa. 
Tutaj już zaczęłam dostawać sygnały, że w Gorzowie burza i leje ale nade mną piękne słoneczko. Kilka kropel postraszyło mnie w lesie, jak jechałam drogą na Danków i na tym koniec. Ktoś nade mną czuwa w górze, bo owszem raptem się rozpadało ale w momencie kiedy dojechałam do Lip i byłam przy samym przystanku autobusowym. 


Przeczekałam burze, oberwanie chmury, i znów cieszyłam się słońcem. Nawet nie zdążyłam "porolować fejsa" dokładnie, kiedy na nowo słońce zaczęło grzać. Pogrzałam i ja- rowerowo ku słońcu ;)

Kiedy byłam w Kłodawie, i miałam jakieś 5km do domu... dopiero zaczęło padać mi na głowę. Tak lekko. Myślę, że by mnie wcale nie zmoczyło gdybym pojechała prosto do domu. Ale tak fajnie mi się jechało tego dnia, że postanowiłam sobie wydłużyć drogę i zamiast 5 km zrobiłam 12 ;) przez Wojcieszyce, Różanki wróciłam o domu. 
Zmokłam owszem, ale na własne życzenie ;) 
Zresztą.. taki wiosenny, przejściowy, ciepły deszcz przy 22 stopniach to nie deszcz. To ulga dla ciała ;)

Endo:  https://www.endomondo.com/users/10267544/workouts/...

"na skróty" czyli do Witnicy przez Słońsk

Sobota, 6 maja 2017 · Komentarze(0)
Uczestnicy
3 dni wolnego w pracy a ja dwa już przesiedziałam w domu. Nie ma haka. Trzeciego nie stracę. Leje, grzmi, wieje, nieważne- ide na rower. Tzn. idziemy ja i Adrian bo samej to mi się nie chce. Zresztą Adrian ma jakiś plan na wycieczkę a ja lubię jak On planuje.
Tego dnia postanowił, że pokaże mi Ostrog Forteczny. Teraz już wiem ale wtedy nie miałam pojęcia co to jest.

Kierunek Kostrzyn, przez Ulim, Dzierżów, Kołczyn, Krzeszyce z przerwą na kawę i siku na stacji paliw, potem Krępiny, Głuchowo, Słońsk.
Niedaleko Głuchowa, drogi którą jechaliśmy naszą uwagę zwróciły pasące się kuce na polu jednego z gospodarstw.
Nie mogliśmy się napatrzeć na źrebaka jak się chwile później dowiedzieliśmy od Gospodyni - trzydniowego. ;)
Małe cudo, wyglądające jak zabawkowy konik na biegunach o którym marzy każde dziecko ;)







Niestety nie podszedł bliżej, nie dał sie pogłaskać.
Na szczęście były jeszcze inne, bardziej odważne choć może mniej cudne ale równie urocze kuce.... które chętnie zjadały nasze landrynki. Co prawda Adrian mówi, że od niego słabo biorą ale ja na ich brak apetytu nie narzekam.
One same chyba też nie .. ich twarze mówią wszystko ;)






szuka landrynki....


nie dostał to poślinił.. :p

Ponieważ my lubimy konie, konie lubią nas, moglibyśmy tak tam stać i stać... i stać. Niestety, czas leci nieubłaganie a przed nami sporo drogi jeszcze więc czas się pożegnać i jedziemy dalej.

Ostatnim razem jak byliśmy w Słońsku wiatr nie dał nam szansy by ze spokojem zwiedzić Park Ujścia Warty, więc tym razem szybko postanowiliśmy wykorzystać przychylność wiatru a właściwie przychylny jego brak i to nadrobić.
Po drodze skręciliśmy jeszcze do Lapidarium.... 







Mały obchód, chwila ciszy, lekkiej zadumy, kilka zdjęć... i ruszamy dalej.

Park "Ujście Warty" 

czatownia z zewnątrz


czatownia wewnątrz


punkt widokowy


Adrian sprawdza swoją wiedzę znajomości ptaszków ;)


wszystkie one takie podobne do siebie :)



rozlewiska

Kuce, Lapidarium, Park Ujścia Warty to wszystko przypadkiem. Głównym celem naszej wycieczki jest Ostrog Forteczny w Czarnowie należący do Twierdzy Kostrzyn. Cokolwiek to znaczy. Adrian wpadł na pomysł, że mnie tam zabierze i mi go pokaże. Nie miałam pojęcia o czym mówi. A i dopytywać nie chciałam bo i tak zastanawiałam się czy nie mówi do mnie z błędem ortograficznym. Bo co to wogóle znaczy ten Ostrog? Jest taki wyraz w słowniku języka polskiego? 
Tak więc, nie pytałam, jechałam... czekałam co zobaczę. Miała być niespodzianka. 
No i przyznać muszę, udała się niespodzianka;)


pełen podziwu Adrian w roli przewodnika ;)


a oto wnętrze niespodzianki obcojęzycznobrzmiącej ;)
Stalaktyty na górze- Stalagmity na dole 


Ostrog z zewnątrz


Stalaktyty z bliska ;)

No a teraz, czas znaleźć drogę powrotną.....




zbyt dużo opcji do wyboru? ;)

Decydujemy się jechać na Górzyce i Kostrzyn, by tam ścieżką rowerową wjechać do Witnicy.
Zostało nam mniej więcej 20km, godzina około 15ej, więc zajedziemy akurat na zlot militarny w Witnicy który planowo ma się rozpocząć o 16ej. 
Po drodze mija nas parada motocykli..






a w Witnicy trwają występy...


Pochodziłam, pooglądałam... 
załatwiłam Adrianowi grochóweczkę żołnierską prosto z kotła...



której choć nie chciał zjadł dwie porcje....

porobiłam fotki...












i spojrzałam na Adriana...


Zrozumiałam: Czas wracać do domu. 

Adrian nie lubi Motocyklistów. Jak pozwoli, to może kiedyś napisze - dlaczego ;)

endo:  https://www.endomondo.com/users/10267544/workouts/...

w drodze na Paradę Parowozów w Wolsztynie

Sobota, 29 kwietnia 2017 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Dworzec. Godzina 5 z minutami. Jedziemy z Adrianem do Międzyrzecza, a stamtąd na kołach do Wolsztyna na Paradę Parowozów. 
Jakoś specjalnie mnie parowozy nie interesują ale Adrian sie nimi jara strasznie. Wymyślił sobie tę imprezę a ja po prostu musiałam sie zgodzić. Czemu nie? Samochodem specjalnie ileś tam kilometrów nie pojechałabym bo szkoda by mi było na paliwo wydać żeby sobie popatrzeć na jeżdżące w te i wewte kilka parowozów. Ale rowerem? jak najbardziej ;)


sklep zaprasza całkiem wymownym hasłem ;)


mój samochodzik jest dla mnie super- ale jeden taki o, tez by mi sprawił wiele radości


...... one sie nie kończyły.......


Pamiątkowe zdjęcie dla kolegi Zdzisława.
Pozdrawiam Zdzisława.

Żeby nie było za prosto wymyśliłam, żebyśmy w drodze o Wolsztyna zboczyli trochę i zahaczyli o Babimost i zwiedzili tamtejsze lotnisko.Pojechaliśmy, zobaczyliśmy. Niestety tego dnia lotnisko było zamknięte i nie funkcjonowało dlatego też, tyle naszego co zobaczyliśmy z zewnątrz.





Kiedy dojechaliśmy do Wolsztyna najpierw pojechaliśmy do Muzeum Regionalnego- Skansenu, fachowo nazywającego się- Skansenu Budownictwa Ludowego Zachodniej Wielkopolski. (Google mi podpowiedziało :))
Fajna sprawa. Szkoda tylko, że deszcz popadywał. 

A oto kilka fotek co można tam zobaczyć.
(zdjęcia wybrałam losowo bo za dużo ich :)
link z wszystkimi zdjęciami:  https://goo.gl/photos/sLrqgwEbPLexGfVe7







 




Adrian mówi, że ten samochód idealnie do mnie pasuje. (i ja się z tym zgadzam ;)




















Adrian sprawdza czy aby łóżko nie za twarde






lokum Parobka


flaszka musi być :)


ciekawski Adrian






karczma
Fajnie się zwiedza takie miejsca. Nikt za Toba nie chodzi, nie patrzy na ręce, nie mówi: dotykać nie wolno. Chodzisz, oglądasz, dotykasz... Rewelacja ;)

Ostatnim "eksponatem" w skansenie był wiatrak "koźlak" z początku XVII w. 





W środku cały mechanizm działania. Przydałby się ktoś, kto by ładnie i zgrabnie objaśnił zasadę działania tego młyna. ;)

Tak czy inaczej było na co popatrzeć, czas jakby się cofnął, klimat tamtego czasu istnieje w całym tym skansenie.

Teraz czas na parowozy, ulubione pojazdy szynowe Adriana.
Oto i one wraz z klimatem który zachwyca Adriana ;)



ten dym.... ten zapach.... ten czar......


ludzie w tym stoją i się zachwycają..... 















Droga powrotna niestety pod wiatr. Ciężko się jechało. Wiatr nie odpuścił mi nawet na moment. :(

Rzut okiem na kacze rodzinki... i powrót do Międzyrzecza na pociąg do Gorzowa.







Do kolekcji "zwięrzęcych miejscowości" 

W pociągu tak się rozleniwiam, że "prywatny szofer" zawozi mnie i mój rowerek samochodem z dworca do domku. ;)))
Na stratę tych kilku kilometrów mogę sobie pozwolić, bo tak czy inaczej 141 km wpadło. Jestem usatysfakcjonowana ;)

endo: https://www.endomondo.com/users/10267544/workouts/...

Pozdrowienia dla Jorga. Miło było Cię spotkać. ;)

Wiosna- Pierwszy Bocian Nasz

Sobota, 1 kwietnia 2017 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Nocka w pracy. Ile razy wyszłam na dwór przed stacje, tyle razy myślałam, jaka ładna ciepła noc. Wkońcu. Jutro będzie super pogoda.
A skoro pogoda super... to nic innego jak rower bo przecież gnić w domu nie będę ;p
Godzina wyjścia z pracy, 6a rano, sms do Adriana i o 8ej spotkanie w moim garażu. No.. może kilka minut po 8ej bo soczek marchwiowy robiłam i sie nie wyrobiłam w czasie ;p

Wymiana zdań co do trasy, wybór odpowiedniej mapy z moich zbiorów i w drogę.
Postanowiliśmy pojechać na Krzeszyce i zajrzeć do naszej Krówki.
Droga trochę pod wiatr ale wysoka temperatura jak na te porę roku i grzejące promienie słońca wynagradzało trud jazdy pod wiatr. ;)

W drodze, gdzieś na czyimś podwórku...


pierwszy Nasz w tym roku ;)

Kilka minut na spotkanie z Bocianem, jakieś fotki, i jedziemy dalej. 
W Krzeszycach już zajechaliśmy na stację paliw, gdzie kawka espresso była mi bardzo wskazana przy około osiemnastu godzinach na nogach :) Adriankowi zamiast kawki z racji zbliżających się Świąt kupiłam babeczkę wielkanocną którą zjadł z zapałem. Na moje pytanie jak babka? -mógłby odpowiedzieć np.- Ty fajniejsza ;) lub coś koło tego a On: babka jak babka, wszystkie takie same :)
Ech.. Faceci... :)

I już nad Postomią, nieco dłuższy postój. 
W otoczeniu pięknej przyrody wspaniale posiedzieć w ciszy i w spokoju. Polecam to miejsce.
Kiedy Adrian poleciał po Krówkę, ja delektowalam się "nic nie robieniem" i nawet tyłka nie podniosłam, żeby fajne ujęcia złapać :)
Błogo się czułam i nie miałam ani chęci ani zamiaru z tego zrezygnować :)


Tak oto połączyłam dwie czynności- "nic nie robienie" i fotki ;) 
I tak się teraz zastanawiam: co mi lepiej wyszło (?) ;)

Adrian wrócił z krówką.


Krótka rewizja co w środku i w jakim stanie..


Powitanie gościa..

i powrót do domu, oczywiście na okrętkę przez Lubniewice, Templewo, Bledzew, Stary Dworek, Trzebiszewo.

Powrót za dnia i przyjemne 123km na liczniku ;)

Trasa: https://www.endomondo.com/users/10267544/workouts/...
Adrian: http://robak88.bikestats.pl/1565234,Jest-bocian-je...

Do Myśliborza na kawę

Poniedziałek, 19 grudnia 2016 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Umówiliśmy się z Adrianem na rower. Wczorajsza pogoda nas nie zniechęciła. Według prognoz miało być cieplej niż wczoraj I bez deszczu. Co prawda słońce zawiodło ale było ciepło. Przynajmniej jeśli chodzi o mnie. Bo Adrian narzekał na stopy. Ale skoro woli ładnie wyglądać...... :p
Moje trapery, wełniane skarpety, narciary i puchowe rękawice może i nie wyglądają "seksownie" ale za to jakie ciepełko dają :) Wymarzony zestaw na takie zimno :) Trochę dziwnie się w tym wszystkim czuję, jak wioskowa panienka wracająca z pola- tak mało rowerowo... ale zimno nie raz tak mi dało w kość, że teraz na takie zimno to albo po wsiowemu idę na rower albo nie idę wcale :)
  
Tak więc budzę się mniej więcej 6.30. Wstaję i lecę szybko do okna bo tam termometr. + 5 stopni, Rewelka.
Sms do Adriana, dla zasady właściwie już tylko, z pytaniem o rowery. Oczywiście- Tak, jedziemy :) 

Adrianowi zachciało się do Myśliborza, jako, że dawno w tamtym kierunku nie jechaliśmy. No dobrze- czyli Myślibórz. 
Najpierw tradycyjnie, wioskami przez Marwice, Lubiszyn, Dalsze a stamtąd już ładnie nawigacja nas poprowadziła lasem do Myśliborza. 
Odwiedziny na tamtejszym Orlenie. Szybka toaleta, mała kawka i powrót przez Nowogródek pomorski, Karsko, Łubiankę do Gorzowa.
Powrót oczywiście w ciemnościach ale ostatnio to żadna nowość dla nas. 

Kiedy minęliśmy Lubiszyn, spontanicznie skręciliśmy w ścieżkę do lasu i tam natrafiliśmy na cmentarz niemiecki przedwojenny z kilkoma pięknie udekorowanymi polskimi grobami. Z tego co zdążyliśmy się zorientować, są to groby dzieci z czasów wojny.




Przypuszczamy, że zadbane groby są sprawką okolicznej szkoły w ramach edukacyjnej akcji na Święto Zmarłych. Ale to tylko nasze domysły.

Po drodze i inne atrakcje nas spotykają :) Konie na śmiesznych grubych krótkich nóżkach. 

chyba im się lekko nóżki rozjechały..




Adrian zachwycony :)


niestety czas goni, pora się pożegnać...




ziewający ? czyżby oznaka znudzenia nami? toż to przecież niemożliwe. :)
 

uśmiechem żegnający :)

Krzywy jakiś ale zawsze uśmiech to uśmiech.... Do zobaczenia kiedyś tam.
Pewnie znowu tu zajedziemy tym razem z karmą dla koni :)
Następny przystanek w Myśliborzu.
i na Gorzów ;)

https://www.endomondo.com/users/10267544/workouts/...