Wpisy archiwalne w kategorii

Z Robakiem wśród ludzi

Dystans całkowity:5925.56 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:389:44
Średnia prędkość:14.92 km/h
Liczba aktywności:59
Średnio na aktywność:100.43 km i 6h 43m
Więcej statystyk

po okolicy- bez i z Adrianem

Wtorek, 12 kwietnia 2016 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Miałam ochotę pójść sobie na rower. Niestety Adrian pracuje więc muszę sama. Samotnie ciężko mi się jeździ i smutno tak, ale Adrian miał do mnie dołączyć.. ;) Z tą myślą zrobiłam sobie rundkę po okolicy. ;)

Pojechałam na Łubiankę, Karsko i w las przez Okunie, Danków do Kłodawy, gdzie po pracy dołączył do mnie Adrian.  


Takie oto cudeńka spotkałam po drodze




jeszcze samotnie


Na rozdrożu w lesie przed Dankowem... 

Razem już pojechaliśmy na Chwalęcice, Marwice, Lubno, Sosny... i kółeczko do Gorzowa ;)
Po drodze myjnia ;)

rowerek musi lśnić....


butki także ;)

https://www.endomondo.com/users/10267544/workouts/704918766

wałem do Świerkocina..

Wtorek, 5 kwietnia 2016 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Zapowiadali piękną pogodę, Od jutra miało się ochłodzić. Musiałam wykorzystać ten dzień, mimo, że byłam po nocce.
Było tak cieplutko i fajnie. ;)
Pojechałam na Ulim, Dzierżów do Kołczyna by tam wskoczyć na wał i przez Nowiny Wielkie ile sił w nogach wyjechałam na przeciw Adrianowi, który w Łupowie dołączył do mnie. ;)


nie miałam co fotografować a chciało mi się, więc zrobiłam fotkę sobie ;)


koń zaskoczony, że na wale kogoś widzi








wiosna ;)


gdzieś w polu... Wszędzie wejdzie! 

trasa: https://www.endomondo.com/users/10267544/workouts/700210951
Adrian: http://robak88.bikestats.pl/1450696,Troche-pokrecic-przy-slonecznej-pogodzie.html

Nowiny Wielkie- wieża widokowa i konie w lubiszynie

Sobota, 26 marca 2016 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Jak to zwykle już u nas bywa, Adrian rzuca propozycje gdzie jechać, po co i na co, a ja się poprostu zgadzam.. potem się ewentualnie denerwuję kiedy wiatr mi dmucha prosto w twarz a była opcja by jechać z wiatrem. Ale na szczęście tego dnia, było ciepło, miło i przyjemnie. 
Wróciłam z pracy nad ranem, szybki prysznic i na rower.
Adrian rzucił propozycje, żeby pojechać do Nowin Wielkich ponieważ doszły go słuchy, że kesz tam schowany został zniszczony. 
Tak więc, jedziemy by zobaczyć co się stało i naprawić szkody ;)
Do Nowin Wielkich dotarliśmy bardzo szybko. Gorzej mi było wejść (bo o wjechaniu nawet nie myślałam) na wieżę widokową bo ta górka nie zachęca.. :) Ale za to jak się zjeżdżało.... uuu.... bajka ;)

widok z wieży.. na pobliskie miejscowości


i resztę świata ;)
Kiedy ja zachwycam się widokami, Adrian zachwyca się świątecznym ciastem ;p


przyłapany na gorącym uczynku udaje, że On to nie On...;)


ponieważ kesz Adriana w starym opakowaniu uległ zniszczeniu przydał się pojemnik po cieście ;) Tak nawiasem mówiąc, to śniadaniówka szkolna mojej córki która nie wie jeszcze jak bardzo nam się przydała. ;) 


Było miło, cicho, słonecznie
Ale szybko się skończyło kiedy przyszedł pan z trzema chłopcami którzy miałam wrażenie, wyszli pierwszy raz na dwór po długiej zimie a mama w domu nie pozwoliła im nawet szeptać. Tak czy inaczej szybko z Adrianem się zwinęliśmy i pojechaliśmy szukać nowego kesza o którym Adrian wyczytał na swojej specjalnie temu poświęconej stronie ;) 

Z wieży widokowej w Nowinach Wielkich zjechaliśmy końskim zjazdem na asfalt  którym już ruszyliśmy w stronę Starych Dzieduszyc. by poszukać tym razem w miejscu oznaczonym jako anomalie.


dumny z siebie, ze to On znalazł a nie ja... :p


Pojemnik znaleziony , wpis zrobiony, zdjęcie również, można jechać dalej.

Byłam po nocce w pracy ale nie byłam zmęczona. Chciałam jeszcze gdzieś jechać bo pogoda była rewelacyjna. 
Smakołyki dla koni w sakwie rozwiązały problem i cel sam się nawinął.- jedziemy do koni w Lubiszynie ;)


krótki odpoczynek, gdzieś nad jeziorkiem...






okres godowy żab rozpoczęty ;)

W Lubiszynie, obserwując konie podszedł do nas właściciel stajni(?) W każdym razie Pan, który zachęcił nas, do wejścia na pole gdzie pasły się konie. One krzywdy nie zrobią, są łagodne. Pan jednak nie wiedział, że w reklamówce mamy przysmaki o które konie się wręcz biją ;) Szybko przeszła mi ochota na bycie wśród nich, kiedy osaczyły mnie ze wszystkich stron i kacały a to rękaw kurtki, a to gdzieś tam z tyłu po plecach.. a już najmniej przyjemne było jak nad moją głową jeden drugiego łbem odganiał... O nieeee.... To nie dla mnie. Uwielbiam konie ale nie kiedy walczą o jedzenie które mam w ręce ;) 
Adrianowi karmienie ich znacznie lepiej szło. Ja tym razem wolałam już porobić zdjęcia. Szybko stamtąd zwiałam... :p



















i to już koniec... przysmaki się skończyły, czas wracać ;)
Dużo atrakcji,,,
Fajna wycieczka ;)
Jeszcze nie raz tu zawitamy. Przysmaki jeszcze mam w domu ;)

Ale do środka z reklamówką pełną jedzenia już nie wejdę. Zdecydowanie wolę karmić zza ogrodzenia. ;)

trasa: https://www.endomondo.com/users/10267544/workouts/693489401
Adrian: http://robak88.bikestats.pl/1442512,Sobota-z-atrakcjami.html

Kuce w Chłopinach i konie w Lubiszynie..

Niedziela, 6 marca 2016 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Od samego rana deszcz. Mały bo mały ale jednak. Tak czy inaczej, choć próbowałam zniechęcic Adriana do dzisiejszego rowerowania, zanim jeszcze wyszłam z domu, to nie żałuję, że się nie udało. Deszczyk padał ale było mi ciepło. Wiatru nie było więc całkiem przyjemnie się jechało.

Tym razem kierunek Chłopiny i Lubiszyn. Kuce i Konie to główny punkt programu. ;)
Jakiś czas temu dostałam od koleżanki z pracy worek przysmaków dla koni. Nie ukrywam, że na samą myśl, że będę mogła je pokarmić czymś co one uwielbiają, buzia mi się śmieje. Lubię te zwierzęta bardzo. Są niesamowite. I Piękne ;) 


Najpierw Kuce w Chłopinach.
Śliczne. Słodkie. Ale karmić się nie dały.. Jakoś im to nie smakowało. Uuu.. :( 
No to będzie więcej dla koni.;)















Kiedy już zaspokoiliśmy się widokiem kucy, wyruszamy w dalszą drogę do Lubiszyna by obdarować przysmakami tamtejsze konie.. ;)









One to co innego. Nie to co tamte małe. ;) Zajadały się. Jeden drugiego odpychał by dostać się do jedzenia. ;)
A już po karmieniu, mieliśmy z nich niesamowity ubaw. 


jakby naćpane.. :p


w ruchu ciężko było mi je złapać aparatem ;)




Nie wiem co  tych przysmakach jest ale konie to lubią. 
Nic straconego.. jeszcze trochę tego mam. ;) 
Niedługo powtórka z rozrywki ;)

trasa: https://www.endomondo.com/users/10267544/workouts/...
Adrian: http://robak88.bikestats.pl/1435168,Konskie-przysm...

Choszczno

Sobota, 20 lutego 2016 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Podobnie jak rok temu i w tym roku postanowiliśmy pojechać do Choszczna gdzie odbywała się inscenizacja walki... o Choszczno chyba. Za bardzo mnie to nie interesuje, wolałabym np. inscenizację wydobycia Księżniczki z wieży przez Rycerza, ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma.
Tak więc, z uśmiechem na twarzy przyjęłam propozycję Adriana by i w tym roku tam pojechać. Lubię takie wycieczki "z celem" :)
Do Choszczna daleko, kilometry ładne, wolne w pracy, będzie się działo..czyli to co lubię ;) 
Pokaz miał się odbyć o godzinie 14ej tak więc wyjeżdżając z domu ok. godz. 9 mamy sporo czasu i postanawiamy jechać trochę na okrętkę ;) Tak prawdę mówiąc prosta droga rzadko kiedy nas interesuje. Chyba tylko wtedy kiedy czas goni ;)

Gdzieś w drodze... cokolwiek zobaczymy chcemy zobaczyć z bliska ;)
To nic, że "teren prywatny zakaz wstępu". Po co brama otwarta?? "Kto nie ryzykuje nie pije szampana" :)


Pozwoliłam sobie wejść na Adriana wpis: http://robak88.bikestats.pl/1430000,Bitwa-Volksstu...
i tu się dowiedziałam, że kiedyś był to pałac z końca XIX wieku. Czyli może gdzieś tam... rycerz się starał o te księżniczkę a ja być może stoję w miejscu ich romantycznych wyznań miłosnych? eh.. :)


"Gośka, te czasy dawno minęły, zejdź na ziemie... "  
czar prysł 


a tą drogą, od bramy, widzę oczami wyobraźni, jak podążają zakochani... ona w sukni do kostek, piękne długie blond włosy kręcone oczywiście, niczym fale Dunaju...on w mundurze dostojny taki... spacerują sobie pod rączkę...powolutku... i on mówi... 
"to do zobaczenia Kochania- odbębnię te inscenizację i wracam" Przygotuj mi kąpiel ;) Przyda się :)

"Dobra Gośka - jedziemy dalej" -
powrót do rzeczywistości ;)

zimno... brrr....

Dalej już prosto do Choszczna. 

Jesteśmy kilka minut przed czasem.
Oto kilka zdjęć z inscenizacji- 
niestety bitwy o Choszczno nie o księżniczkę :p
















mały żołnierz na wybiegu


miejscówka Adriana


walk ciąg dalszy- w roli głównej choinka.. 






uuu... jak mi przykro... Ale jeszcze chwila, otrzepie się, przywita się z rodziną i pójdą na smaczny obiadek :)


Tu walka o Choszczno, wybuchy takie, czołgi jeżdżą, żołnierze umierają- a na drzewie ulotka z serii "ktokolwiek widział ktokolwiek wie-  "Uwaga! zaginęła Pusia, pudelek taki mały, biały, kręcony z różową kokardką na czubku głowy"


olaboga olaboga... szukamy Pusi? dobra, odpal... i szukamy Pusi!


obiekt zachwytu Adriana... dla mnie to Rudy z "czterej pancerni i pies"














koniec? wracamy.... :)

jeszcze tylko mały obchód:






pani jaka zainteresowana :) nie to co ja :p


do zobaczenia za rok.... :)

trasa: https://www.endomondo.com/users/10267544/workouts/...
konkrety: http://robak88.bikestats.pl/1430000,Bitwa-Volksstu...

urodziny i chrzciny za jednym zamachem..

Środa, 17 lutego 2016 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Spotkanie pod garażem godzina 9 z minutami. Miała być 9 ale się spóźniłam, bo mi się wstawać nie chciało. Przepraszam, ale temperatura za oknem nie zachęcała do wyjścia z domu a co dopiero z łóżka. 
Jednak tego dnia, musiałam się zebrać w sobie. Nie mogłam zrobić świństwa Adrianowi i odwołać wycieczkę. Może aniołkiem nie jestem ale coś tam a'la sumienie mam... ;) 
Wycieczkę dzisiejszą planowaliśmy od dawna.
Po pierwsze - urodziny Adriana.
Po drugie- nowy rower Adriana.
Po trzecie- pierwsza jazda... czyli chrzest...
Choćby była zawieja za oknem, grad z deszczem... pod garażem stawiam się na 100% ;)

Na szczęście nie było tak źle. Przywitało nas co prawda mroźne powietrze i wiatr, ale za to słoneczko fajnie świeciło.
Niestety.. nie za długo. :(

Kierunek Lubniewice i okolice.


widok z mostu




ze swoim nowym nabytkiem 


w parku miłości 


zakochańce....


nietypowa... nie ma inicjałów...

Z Lubniewic pojechaliśmy do Jarnatowa, przez Rogi na Kołczyn..

Pałacyk w Rogach.
Adrian mówił, że zawsze zamknięty. Nie tym razem ;)
Wjechaliśmy komuś na posesje ale przynajmniej z bliska mogliśmy sobie pooglądać.
Zdjęcie mi nie wyszło, bo żeby cały pałacyk zmieścił się w kadrze musiałabym wejść na ogród, a tego Pan Gospodarz już by nam chyba nie podarował. ;)


:) solenizant ;)

Wyjeżdżając Z Rogów? Róg? zaczął padać lekki śnieg. Za chwilę rozpadało się tak, że śnieg z deszczem razem z silnym wiatrem dawał nam prosto w twarz. Chwila zastanowienia.. jak jedziemy? No i decyzja pada - do Kołczyna by tam wbić się na wał i zjechać w pierwszej miejscowości na szosę i do Gorzowa. Jak zwykle zresztą, jak każda nasza decyzja- i ta również, była słuszna "inaczej". 
5 kilometrów po wale myślałam, ze nigdy się nie skończy. A uszy i twarz mi odpadną. Wiało tak bardzo i padało tak mocno, że nie dawałam rady jechać a przez okulary to nic nie widzieliśmy. Na wał... śnieg, deszcz, silny wiatr a my na wał. Otwartą przestrzeń.  A co..? Tylko my tak potrafimy. I to nie pierwszy raz ;) Po co sobie ułatwiać życie...  jak można wszystko na odwrót.. ;p
Kiedyś Adrian powiedział, że nie będzie zaskoczony jak spadnie śnieg w momencie kiedy on sobie kupi rower. Bo przecież specjalnie kupuje na nowy sezon, żeby nie brudzić go w błocie, śniegu i uchronić go przed takimi własnie warunkami atmosferycznymi. 
Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy jak prawdziwe są jego słowa... ;)

Tak czy inaczej kiedy dojeżdżaliśmy do Gorzowa śnieg się rozpadał tak, że wyglądaliśmy jak bałwany na rowerach. ;)
Adriana rower przeszedł chrzest, wiec teraz może już będzie tylko cieplej... ;)

trasa: https://www.endomondo.com/users/10267544/workouts/...
Adrian: http://robak88.bikestats.pl/1428717,Chrzest-Nowego...


sezon 2016 otwarty ;)

Sobota, 9 stycznia 2016 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Po dwutygodniowej przerwie wracam na rower.
Ponieważ pogoda nie zachęca to na szczęście mam motywatora w osobie Adriana, który nie odpuszcza, namawia i nie reaguje na moje zniechęcenie. Jednym słowem zwyczajnie mnie nie słucha i jakby nigdy nic ustala "ze mną" godzinę spotkania. Tak więc muszę wstać spod tej ciepłej kołderki i wyjść na tą zimnicę. Brrr... Myślę sobie: powiem Mu... powiem... że następnym razem pójdę na rower ..... wiosną!

Trochę mi się przysnęło i obudziłam się dużo później niż miałam zamiar. Telefon do Adriana: "Zaspałam, potrzebuję godziny dłużej". Normalnie oczami wyobraźni widzę po drugiej stronie kabla ten wyraz twarzy pt. "WIEDZIAŁEM". Ale ok. o 10 pod garażem ;)
Ubrana jak bałwan żólto-seledynowy wychodzę z domu.
Zamarznę myślę sobie. Minusy na dworze. Zamarznę na pewno. Adrian mówił, że ciepło. Ciepło? przy -2 nie może być ciepło. Ciepło nie jest nawet przy +5. Adrian 2 warstwy na sobie i mu gorąco a ja 10 i mi zimno. Po co ja go słucham?  Teraz siedziałabym sobie pod kołdrą, z laptopem na kolanach rolując fejsika, pstrykając pilotem w telewizor. Może i nudno ale ciepło :p

Wychodzę z klatki, fajne rześkie powietrze, słońcem dostaję po oczach...
Patrzę na Adriana
- "ale ciepło co?" 
chwilę później: jedziemy
- "ale fajnie co?" 
Jak dobrze, że Adrian mnie nie słucha i ustala sobie tak ;)

Trasę planowaliśmy inaczej trochę ale wylądowaliśmy w Barlinku. Potem już spontan..
Trochę zimy, śniegu, trochę wiosny i zielonej trawki...
Miejscami chlapa i czarny asfalt, niekiedy lód i mały poślizg...
Tak czy inaczej urozmaicony krajobraz i komfort jazdy ;)









i -2 mi nie straszne. Mogę jeździć. Mam jeszcze w zapasie jedną kurtkę i drugą kurtkę + długi rękaw +sweter uniwersalny moherowy i bluzę ;) i jeszcze gazety ;)
o z gazety w tym roku jeszcze nie korzystałam ;
Heh.. jeszcze i -10 dam rade..
oczywiście jeśli Adrian nadal mnie nie będzie słuchał ;)

Adrian: http://robak88.bikestats.pl/1418691,Zimowo-wiosenna-sceneria.html
endo: https://www.endomondo.com/users/10267544/workouts/654685730

po kesza do Gilowa

Piątek, 25 grudnia 2015 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Nie wiedziałam gdzie jadę dopóki nie spotkałam się z Adrianem. Pogoda fajna tylko wietrznie. Miałam nadzieję, że "do Gilowa bo tam jest ukryty kesz" czyli propozycja Adriana była przemyślana i jedziemy z wiatrem. Adrian ma tendencje do robienia na odwrót. Np. kiedy wiatr wielki to wybiera trasę przez pola na otwartej przestrzeni i dokładnie- centralnie pod wiatr. Tym razem trochę tylko wiatr dał mi popalić. Ale chyba miałam zbyt dobry humor bo nie dałam się sprowokować i z uśmiechem na twarzy (bo przecież nie grymasem) jechałam sobie do tego Gilowa początkowo przez lasy z wiatrem a potem przez pola i pod wiatr.. ;) Nawet dobrze, że musiałam trochę wysiłku w tą jazdę włożyć. W końcu pierwszy dzień Świąt, po wigilijnej kolacji.. miałam okazję by spalić te cztery czy pięć kawałków karpia które wszamałam u mamy :) Jakie dobre .. !! Całe szczęście, że więcej ich już nie doniosła ;)

Godzina 9.05 spotkanie pod garażem. Ustrojenie się i przyszykowanie do jazdy jakieś 15 minut może trochę dłużej... Wyjazd około 9.31. Kierunek - Stacja Paliw Shell po wodę do bidonu, Wojcieszyce, Danków, Buszów, Buszów, Bobrówko.
Dojeżdżając do Bobrówka mijamy drogowskaz LEŻĄCEGO SŁONIA. Byliśmy tam kiedyś ale było to na tyle dawno, że zachciało się nam odwiedzić samotnie leżącego słonia ;)




Adrian oczywiście pierwszy na słoniu.. i w swojej ulubionej pozycji...


jako święty z mapą zamiast biblii

Wracamy i na Bobrówko, Lubicz, Lipie Góry, Ogardy do Gilowa.
W pewnym momencie tak wiało, że dojeżdżając do Lipich Gór byliśmy zdecydowani zrezygnować z dalszej jazdy do Gilowa ale jednak i na całe szczęście nie poddaliśmy się.


Po drodze oczywiście koniki...


... i jaka radość :)


Gilów i miejsce ukrytego kesza


Adrian analizuje lokalizację schowanego kesza


wieża widokowa (chyba widokowa)


wejście do niej


jej górne wnętrze


znaleziony kesz ;) następny do kolekcji ;)

Droga powrotna w trochę innym kierunku bo przez Tuczno.


spotkane przypadkiem stanęły jak wryte..
Stoją one stoimy i my.. :)









Bez większych niespodzianek, trochę przez pola, trochę przez lasy wracamy do domu i już w ciemnościach dojeżdżamy do Gorzowa.
103 km na liczniku pod koniec grudnia to fajny wynik ;) no i następna nasza wspólna setka ;)

zoo i "Postomskie Młyny"

Sobota, 19 grudnia 2015 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Jakiś czas temu, od pewnego pana w pracy dostałam prosiaka, zajączka i coś tam jeszcze, ale nie pamiętam co. Nosiliśmy się z zamiarem by zawieźć małego prosiaka do dużego Adrianowego w Pszczelniku ale to trochę za daleko jak na tę porę roku.
Tego dnia, nie mieliśmy celu podróży, więc na spontanie decyzja zapadła: ze zwierzyńcem do "Krówki keszówki" w Krzeszycach :)

Trochę naokoło, przez Deszczno, Glinik, Kołczyn ... okolicznymi, tamtejszymi lasami... 
Pierwszy postój: w nieznanym nam jeszcze miejscu, przy Postomii, miejscu przeznaczonym dla turystów, miejscu w którym spływy kajakowe mogą się kończyć, lub zaczynać, mogą być też tylko odpoczynkiem w podróży - z wiatami, urokliwą ławeczką dla zakochańców,  miejscem na ognisko i co najważniejsze.. huśtawkami które Adrian tak lubi. (Szkoda, że moich huśtawek nastroju tak nie lubi :p)


w swoim żywiole




towarzyskie wiaty


... z ławeczką na uboczu...


tylko zakochanych brakuje...


jak w bajce...

Następny przystanek: "Postomskie młyny" cel naszej wycieczki ;)


... a gdzie Adrian? 


nowinki ze świata? 


leśna szosa
Powrót wałem do Gorzowa w ciemnościach.... 
po dziurach, błocie, żółwim tempem... 




z Gorzowem w tle...

i uśmiechami na twarzy :D