Wpisy archiwalne w kategorii

Z Robakiem wśród ludzi

Dystans całkowity:5925.56 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:389:44
Średnia prędkość:14.92 km/h
Liczba aktywności:59
Średnio na aktywność:100.43 km i 6h 43m
Więcej statystyk

Lubikowo przez Rokitno

Piątek, 17 lipca 2015 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Jakiś czas temu jechaliśmy z Adrianem do Lubikowa. Niestety jak to już mamy w zwyczaju pogubiliśmy drogę i nad jezioro tj. plażę miejską nie trafiliśmy choć drogowskazu trudno nie zauważyć. Ale tego kto czyta nasze wpisy nie powinno to zaskoczyć. A i nas samych to wcale nie dziwi już.
Tak czy inaczej jedziemy. Cel - plaża miejska w Lubikowie.
Spotkanie Adrianem przy Nova i kierunek Rokitno. Trasa sama w sobie początkowo nie była ciekawa bo asfaltem, główną drogą, szumem samochodów... jednym słowem NUDA :p Bo ja lubię lasami, przez wioski, agroturystyczne miejsca... Kiedy tak marudziłam i marudziłam i marudziłam Adriano zdecydował się zmodyfikować trasę i pojechaliśmy na Stary Dworek :) Super. Stary Dworek nazwa sama w sobie już urocza. A przystanek na Lisiej Polanie też wskazany ;) Cisza, spokój, las...

Dalej do Rokitna. Mieliśmy zwiedzić też Kalwarię ale upał dał się odczuć i zostawiliśmy to na inny raz a dziś postanowiliśmy posiedzieć nad jeziorkiem. Nikt z nas nie pomyślał, że na plaży miejskiej, latem, w upalny dzień, wakacje, będzie tłum, wrzask dzieci, harmider. No bo niby czemu? ;p
Tak szybko jak tam się znaleźliśmy tak szybko z stamtąd odjechaliśmy. Postanowiliśmy w drodze powrotnej zrobić sobie odpoczynek gdzieś w przypadkowo napotkanym zachęcającym miejscu ;)
Długo nie musieliśmy szukać. Od strony Lubikowa przed Rokitnem Adrian dostrzegł niewielką kapliczkę na wzgórzu wśród pol wysoko, na tle nieba..
Jedziemy.





widok z przed kapliczki


czas na odpoczynek z dala od zgiełku


medytacja ;)

Do Gorzowa przez Skwierzynę, Murzynowo, Stare Polichno, Santok...
pożegnanie i do następnego razu ;)

http://app.endomondo.com/workouts/562839812/10267544
(Endomondo zaniża mój kilometraż bo włączyłam pauzę i odpauzowałam po 15 km.)

Klikający kamień - Ranczo Radzicz-jez. Ostrowickie

Czwartek, 16 lipca 2015 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Po raz trzeci z Adrianem wybraliśmy się by odszukać Diabelski albo Klikający Kamień tj. głaz narzutowy w okolicach Myśliborza. Dwa pierwsze razy zakończyły się niedotarciem bo albo praca do mnie zadzwoniła i musieliśmy wracać albo .. nie pamiętam czemu się nie udało. Tym razem jednak dotarliśmy, odszukaliśmy, poskakaliśmy po nim i w drodze powrotnej oczywiście na okrętkę zahaczyliśmy o Ranczo Radzicz i zaliczyliśmy odpoczynek na ławeczce rybackiej nad jeziorem Ostrowiec.
Pogoda piękna, czasu mnóstwo, tylko korzystać. :)


trudno nie trafić


historia i legenda


Diabelski Forest ;)



Mieliśmy też towarzysza ;)



ślimak ślimak wystaw rogi...


Adrian to nie złota rybka... te życzenia to do złotej a nie do ślimaka :p

W drodze powrotnej mijamy drogowskaz na Ranczo Radzicz 0,5km. Spojrzenie na siebie i wiadomo.. jedziemy tam :)



pies stróżujący


i jednocześnie obronny ;)

Po okiełznaniu groźnej natury psa i wbiciu w jego łaski... wyruszyliśmy na zwiedzanie Ranczo mimo, że bez koni ale z konnymi akcentami ;)


kogoś brakuje?


oto i my... teraz tylko konia brak :)




urządzimy kulig...?


takie oto alejki kuszą wręcz do spacerów... zwłaszcza wieczorową porą przy blasku księżyca ....


my tymczasem postanowiliśmy się pobujać


dalsza część klimatycznego ogrodu




fajna miejscówka..


ostatnie pstryk i do zobaczenia

Dalej postanowiliśmy zrobić sobie odpoczynek nad jeziorkiem. Wybór padł na Ostrowiec i jezioro Ostrowickie. Są tam bardzo fajne wiaty, miejsce na ognisko, i nowiutkie ławeczki. Ale my wolimy popękane pomosty z brakującymi i ułamanymi belkami. Oczywiście nad samą wodą znaleźliśmy ławeczkę i pomościk. Dobrze, że całkowicie się nie rozwalił kiedy na niego wchodziliśmy.


Adrian pozbywa się swojej kanapki w szczytnym celu


z pomostu lepiej je widać

Droga powrotna już bez większych przystanków. Prosto do Gorzowa byle jeszcze za dnia.
Jutro też jest dzień. Wolne. Upał. i oczywiście rowerowo ;)

http://app.endomondo.com/workouts/562185884/10267544

Jezioro Glinik

Piątek, 3 lipca 2015 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Naszym celem miało być Jezioro Lubikowskie. Plany jednak storpedował wiatr, który bardzo przeszkadzał w jeździe. Stąd też zdecydowaliśmy się nieco skrócić dystans i wylądowaliśmy w Gliniku. Tam przecież też jest jezioro.

Zanim jednak tam dotarliśmy, wcześniej odwiedziliśmy gorzowski bulwar. Postawiono tam rzeźbę plażowicza Janusza, która wygląda bardzo realistycznie.


Janusz plażowicz.


Adrian, taki jakby mniej plażowicz.

A tutaj już wspomniany Glinik i jezioro:






Co on tam dłubie?

https://www.endomondo.com/users/10267544/workouts/554155542

przyjazny link: http://robak88.bikestats.pl/1346444,Plazing-byc-jak-Janusz.html

Miało być muzeum jest pałac

Niedziela, 28 czerwca 2015 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Kilka dni temu padła propozycja Adriana by pojechać do Międzychodu odwiedzić muzeum. Super. Jedziemy? Jedziemy.
Wolny dzień w pracy, nazajutrz dopiero na nockę- postanowione więc- jeździmy od rana rana do wieczór wieczór.
Rano rano to gdzieś około 8ą. I tak mieliśmy się spotkać. Już miałam wychodzić z domu, kiedy Adriano zadzwonił, że co prawda jest już prawie w Gorzowie i właściwie to za kilka chwil byłby na umówionym miejscu ale....
No właśnie- to "ale" - powinnam pominąć je milczeniem jednak nie potrafię. Muszę to napisać bo to była naprawdę fajna rozmowa:

Dzwoni Adrian..
G: taaaaaak? (spodziewałam się usłyszeć- złapałem kapcia, będę później albo odpadł mi pedał muszę dokręcać co 5 minut)
A: gdzie jesteś?
G: w domu, właśnie wychodzę
A: no to się wstrzymaj. Dojechałem do obwodnicy Gorzowa, ale coś mi zimno w głowę było, pomacałem się po głowie i poczułem, że nie mam kasku. Wracam do domu, będę 20-25 minut później..........................................
Dalej nie wiem co było bo chyba albo mnie zatkało albo zaczęłam się śmiać... Usiadłam, w kurtce, opatulona w arafatkę, cyknęłam czajnik, nasypałam kawe do szklanki, zalałam wodą po odcyknięciu czajnika, dolałam śmietanki, i piłam...i piłam i piłam...  i się dziwiłam... jak można dopiero po 6 km. skapnąć się o braku kasku?? no jak można??
Solidarnie też pojechałam na miejsce zbiórki bez kasku. A co?
A tak naprawdę potrzebowałam kupić gumki (nie te nie te..., takie do włosów frotki) żeby zrobić fryzurę odpowiednią pod kask i wtedy dopiero wyżej wymieniony z sakwy wylądował na mojej głowie ;)

To tyle w ramach wstępu.
Spotkanie przy wiadukcie, zaliczony sklep w Santoku, frotki zakupione, fryzura zrobiona, - Stare Polichno i dalej prosto w puszczę Notecką. Mimo dość pochmurnej pogody, braku słońca, jechało się fajnie ;) Jak zwykle zresztą, pod warunkiem, że wiatr mamy w plecy a nie w twarz :)


pierwszy postój, wiata i mapa typu "tu jesteś"


zmęczony? pewnie - droga w te i z powrotem wykańcza. Ale najważniejsze, że w główkę ciepło :)


Ostatnio już pisałam, że co jakiś czas Adrian mi wystawia tyłek. To na dowód tego, że piszę prawdę ;)


kierunek Krobielewko - piękna szosa pośrodku puszczy bardzo mile nas zaskoczyła


Kiedy Adrian fotografował przystanek autobusowy w Krobielewku, ja skupiłam się na kotku


Adrian pozazdrościł mi nowego znajomego

W Międzychodzie odbywały się Dni Międzychodu. Zajechaliśmy na chwilkę na festyn ale albo nieciekawe to było albo dopiero zaczęło się rozkręcać? Tak czy inaczej nie zatrzymaliśmy się tam na dłużej. Pojechaliśmy pokręcić się po Międzychodzie, odszukać osiołka o którym krążą legendy. Kto ma ochotę poznać- na zdjęciu poniżej do poczytania :)


legenda osiołków


trzy osiołki :p

Niedaleko był ryneczek z fontanną i elektroniczny punkt informacji turystycznej. Postanowiliśmy obadać, czy a nuż czegoś nowego nie wniesie to do naszego planu zwiedzania Międzychodu.

i to ja jestem ciekawska???


fontanna


jedna z międzychodzkich kamienic

Odnaleźliśmy Osiołka, pokręciliśmy się po ryneczku, postanowiliśmy poszukać pompy z której non stop leci woda bogata w minerały tzw. zdrowotna. Leci i leci... może by jakiś kurek? zakręcić ją i odkręcać kiedy ktoś potrzebuje? Straszne marnotrastwo.

Adrian nawet zamoczył dzióbek :)
Podobno pachnie szambem i nie smakuje. Miałam ochotę spróbować ale mina Adriana mnie skutecznie i zdecydowanie zniechęciła.


kilka słów o historii i potędze zdrowotnej tej wody

Pokręciliśmy się jeszcze po Międzychodzie, zajechaliśmy ponownie na plac na którym odbywały się na Dni Międzychodu. Trochę tam "poszaleliśmy" ( więcej na http://robak88.bikestats.pl/1343953,Miedzychod-i-Palac-Wiejce.html ) i w drogę powrotną do Gorzowa.

Przez Wiejce. A tam Pałacyk. I przypadkowo spotkany Pan który powiedział nam, że Pałac zaprasza i jest otwarty dla zwiedzających. Nam wiele nie trzeba. Spojrzenie na siebie. W tył zwrot i jesteśmy za bramą.
No i tutaj nam zeszło ze dwie godziny jak nie więcej. ;)
Kilka zdjęć mam ale nie tak dużo jak to Robak wspomina w swoim wpisie. Nie robiłam zdjęć bo będąc tam wolałam cofnąć się w czasie i poczuć się jak Dama Dworu a nie jakaś tam zwykła turystka. Wyobrażałam sobie siebie w pięknej sukni, z falbaniastą koronkową parasolką osłaniającą przed pełnym słońcem, jak wachlując się wachlarzem prowadzę inteligentne konwersację z moim rozmówcą (czyt. Adrianem). Tak spacerujemy sobie wśród gości, spośród których niektórzy grają w mini golfa, inni biorą udział w turnieju rycerskim nieopodal, a jeszcze inni jeżdżą konno. Dobrze, że marzenia nie kosztują ;)

No to teraz kilka zdjęć
.












rycerz? tylko zbroi i białego rumaka brakuje




mój towarzysz i rozmówca






mini golf


w nos! trafiony? zaliczony!




stajnia

I koniec .... czas wrócić do rzeczywistości czyli kontynuacja drogi powrotnej do domu.

https://www.endomondo.com/workouts/550676977/10267544

A Muzeum? Muzeum odwiedzimy innym razem...

szlakiem barlineckich keszy

Piątek, 19 czerwca 2015 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Adrian wszystko ładnie opisał.
Ja mogę od siebie tylko tyle dodać, że pogoda nie zachęcała do wyjścia z domu. Brzydko, ponuro, wietrznie.. ale skoro Adrian mówi, że nie jest źle to chyba wie co mówi. Na początku jednak zwątpiłam czy oby na pewno wie i miałam ochotę klnąć ale ponieważ jestem dobrze wychowaną kobietą powstrzymywałam się. A potem... mimo wiatru, mimo deszczu który przeczekiwaliśmy gdzieś tam pod drzewkiem czy wiatą, cieszyłam się, że dałam się namówić na rower. ;) Faktycznie nie było źle, zwłaszcza, że wybraliśmy lżejszy wariant trasy bo przez Łośno, Danków i do Barlinka.

Cel: odnaleźć kesze w Barlinku
Adrian w przeddzień zrobił taki ładny spis i mapkę nanosząc miejsca ukrytych keszy. Była to mapka taka Adrianowa, zrozumiała tylko dla niego. Jak ja na nią patrzyłam widziałam same maziaje. Ale mimo to znalazłam jednego kesza czy mikrocośtam. I nie jest to jak to nazwał Adrian "szczęście nowicjusza" tylko moja inteligentna główka popracowała.
Najpierw jednak, naszym pierwszym celem był mostek na Srebrnej. Może i Adrian wie, z której strony był kesz ale nie zaszkodzi pochodzić sobie dookoła i poszukać dokładniej. Byłam przekonana, że nie z tej strony szuka. Mimo dokładnych oględzin miejsca nie było kesza :(


tak wygląda zawiedziony przez brak kesza Adrian
a ja znalazłam sobie inny obiekt zainteresowań ;)


rodzinka


dziecko

Następnym punktem naszej wycieczki jest spalona restauracja.

http://robak88.bikestats.pl/1339419,Keszowanie-w-Barlinku.html

Niestety kesza albo nie znaleźliśmy albo ktoś rozwalił pozostawiając tylko woreczki nieopodal. Szkoda.

Dwa miejsca i dwa niepowodzenia. Ale my się tak szybko nie zrażamy i jedziemy nad fontannę. Tam niestety ławeczka pod którą ukryty jest prawdopodobnie to małe coś jest zajęta przez dwie koleżanki które były tak zajęte rozmową, że nawet nie zauważyły jak krążę wokół nich jak bocian szukający żaby. Chciałam też tak bardziej- podejść, przeprosić i zajrzeć pod ławkę ale Adrian mnie powstrzymał i obietnicą powrotu wymusił, bym wsiadła na rower i pojechaliśmy do kościoła. Tzn. pod kościół. Ale tym razem już nie zbierałam datki "na rower dla Adriana" tylko szukać kesza. Początkowo siedziałam i pilnowałam rowerów. Ale widząc jak Adriano mota się między tymi krzaczkami, dotykając każdą gałązkę, listek, każdy kawałek metalowego pręta przy którym miał być wspomniany kesz postanowiłam włączyć się do poszukiwań. No i proszę. Mówisz masz... i zdziwienie Adriana- mina bezcenna. Miło popatrzeć :) Satysfakcja gwarantowana i humor do końca dnia również. ;)


Stały już rytuał - wpis do księgi znalazców. Szczegół, że to ja powinnam tam widnieć :p


Adrian zastanawiający się, jak to możliwe, że to nie On znalazł? heh... Bo Gosia pomyślała. Bo jak we wskazówkach jest napisane, że kesz znajduje się na wysokości 130 cm to nie szukam na wysokości kolan albo ponad moją głową :p

No dobrze.
Następny kościół a raczej igliwia przykościelne. No i tu również poszukiwania zakończone sukcesem.

Adrian buszujący w roślinności. I to ja jestem Gosia- Penetrator :p Ja! Przyganiał kocioł garnkowi :p


znalezisko



Muszę przyznać fajna miejscówka na odpoczynek, gdzie słoneczko ładnie przygrzewa, wiatr nie dociera, ludzi brak..
Decyzja zapadła.... odpoczywamy i wracamy a kolejne kesze poszukamy następnym razem.

Barlinek, Danków, Lipy, Łośno...... w międzyczasie wiata schronieniem przed deszczem... Gorzów.

i ślimak, który po udanej sesji fotograficznej został odstawiony z ulicy na trawkę. Jak się ślimaczyć to przynajmniej bezpiecznie :)

2 znalezione do 3 których nie było z 9-ciu? Powrót musi być czyli następna wycieczka do wpisania w harmonogram ;)

http://app.endomondo.com/workouts/545661459/10267544

Goszczanowo i jego Staw

Wtorek, 16 czerwca 2015 · Komentarze(1)
Uczestnicy
"pisz, pisz
otwórz horyzonty swojej wyobraźni
niech Cię palce po klawiaturze niosą
a słowa składały się w bajecznie zdania"
Adriana przesłanie na wiadomość, że robię wpis. Chyba uważa, że mi to potrzebne. A ja tylko nie chcę moimi wpisami zaćmić Jego ;)

Tego dnia tj. wtorek, 16.06.2015 postanowiliśmy (oczywiście ja i Adrian) pojechać sobie do Goszczanowa i zwiedzić okoliczne jeziorko o uroczej a już na pewno mylącej nazwie -Staw Goszczanowski.
Przez Goszczanowo przejeżdżam często, zwłaszcza w drodze na lub z rajdu z Krzyża. Ale nigdy nie wjeżdżałam w głąb. Tym razem pojechaliśmy specjalnie nad jeziorko mimo, że upału nie było i na opalanie też nie było nadziei. Ale cel szczytny i interesujący jak wszystkie które sobie wymyślamy ;)

Gorzów- Santok- Stare Polichno -Goszczanowo
Na trasie ogródek pewnej Pani zwrócił moją uwagę ;)

Zakochana para- Jacek i Barbara?


Adrian, spokój, cierpliwość... aż Gosia porobi zdjęcia Jackowi i Barbarce

Oczywiście, jak dotarliśmy nad jeziorko, wybraliśmy się ścieżką ładnie ubitą dookoła. Taki mieliśmy zamiar. No i na zamiarach się skończyło bo ładna ubita droga gdzieś po drodze zamieniła się w mokradła w które pchać się jednak nie chcieliśmy. Nie tym razem :)
Jak się potem okazało zboczyliśmy ze szlaku, na rozwidleniu dróg wybraliśmy nie ten wariant (dlaczego mnie to nie dziwi?) i zamiast pojechać w górkę zjechaliśmy w dół na ścieżynkę przy samej wodzie, z gałęziami, szyszkami, konarami ale za to pięknymi widokami i ustronnymi ławeczkami ;)


nad jeziorem... jeszcze "ładny szlak"


po drugiej stronie jeziora

Postanowiliśmy zgodnym chórem, że po błocie jechać nie będziemy i robimy postój na jednej ze wspomnianych wyżej ławeczek.
Zimno było więc i ogrzać się też musieliśmy.







Szybkie ogrzanie, podziwianie widoków i powrót do domu tą sama trasą.

Przy ładniejszej pogodzie wrócimy tutaj i objedziemy jeziorko dookoła.
I może znajdziemy następną fajną miejscówkę na kesza :) Myślę, że to miejsce jest tego warte ;)

http://app.endomondo.com/workouts/543697608/10267544

misja specjalna- KRÓWKA

Piątek, 12 czerwca 2015 · Komentarze(9)
Uczestnicy
Tym razem misja specjalna.
Zakładamy NASZEGO WSPÓLNEGO KESZA.
Mamy pojemnik Krówkę, mamy fanciki mniej lub bardziej interesujące.... tak więc w drogę do miejsca którym kilka dni wcześniej byliśmy bardzo zachwyceni i stwierdziliśmy, że to miejsce tylko czeka by je odwiedzać. A jak odwiedzać to i pobawić się szukając kesza.
Kierunek Gorzów- Jenin- Nowiny Wielkie- Krzeszyce.

W Nowinach na skróty przez lasek i krótki postój który wymusił na nas zbliżający się szynobus.







W Krzeszycach prosto na fontannę.
Było tak cieplutko, że kilka kropel zimnej wody na nogach jest samą przyjemnością.


Chłodzący się Adrian



Z fontanny już tylko jeden kierunek- Ruiny Młyna Górnego w Krzeszycach.
Czerwonym szlakiem dotarliśmy do wiaty.




Zaraz też zabraliśmy się do składania naszej Krówki.


główny Pomysłodawca ;) i jeszcze pusta Krówka


oto i gadżety

Po poskładaniu wszystkiego w całość zaczęliśmy szukać kryjówki.
Dość szybko odnaleźliśmy odpowiednie miejsce gdzie umieściliśmy nasze dzieło ;)


Zainteresowani sami dotrą do miejsca a tym którzy się nie bawią w geocaching, ta dziupla mus wystarczyć ;)

Po umieszczeniu krówki w kryjówce przyszła pora na podziwianie i zachwyt krajobrazem.
Poniżej kilka zdjęć z miejsca gdzie komentarz jest zbędny ;p

















Można się było również poopalać ;) i ugościć gości ;)



Adriana stopa ;)

i powrót..

http://app.endomondo.com/workouts/540595957/10267544

Więcej, konkretniej u Adriana: http://robak88.bikestats.pl/1335277,Geocaching-nasza-Krowka.html

Do tego miejsca na pewno będę wracać nie raz...

Ruiny Młynów nad Postomią

Poniedziałek, 8 czerwca 2015 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Adrianek zwykle ma super pomysły, proponuje trasę i wycieczkę do miejsc o których nie mam pojęcia, że w ogóle istnieją.
Tak było i tym razem.
Ponieważ mieliśmy dwa dość prywatne plany do załatwienia od samego rana, tak naprawdę wycieczkę zaczęliśmy około godz. 13ej spod domu Adriana.
Decyzja zapadła- jedziemy do ruin młyna górnego w Krzeszycach a potem poszukać kesza przy 15ym południku. ;)
Adrian oczywiście zna całą trasę a fakty, że zaprzyjaźnia się z mapą to tylko taka proforma. Sprawdza, czy mapa jest prawidłowo oznaczona ;)

o tym właśnie mówiłam...
W drodze na szlak prowadzącego do ruin młynów staje nam na drodze taki oto przerywnik. Nie bylibyśmy sobą gdybyśmy ominęli to miejsce.
Mało tego, że nie ominęliśmy to Adrian zaczął mnie namawiać do zagrania. W szachy nie umiem. To warcaby ;)
Na szczęście odpuścił. Więc została tylko sesja zdjęciowa i w drogę... :)









Adrian lubi do mnie tyłek wystawiać... często to robi i tak to wygląda :p


a tu Gosia jedziemy...


tak wygląda Adrian jak na mnie czeka kiedy czytam mapę...

Po dotarciu do Ruin Młyna Górnego... czas na relaks ;) i zachwyt otaczającym światem ;)






























no i koniec...

Wszystko a na pewno dużo mądrzej i konkretniej u Adriana-
http://robak88.bikestats.pl/1333388,W-poszukiwaniu-dawnych-mlynow.html

http://app.endomondo.com/workouts/538339114/10267544

obiecałam? zrobiłam :P

Równo przez Okno

Sobota, 6 czerwca 2015 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Dziś wycieczka w większym gronie..
Adrian przyjechał do mnie i razem o godzinie 9ej stawiliśmy się na miejscu spotkania z grupą przy wjeździe do Kłodawy.
Przez lasy do łośna, małe zakupy w miejscowym sklepiku, dalej na Lipy i przez lasy na Okno nad jezioro Okunino.







Nad jeziorem Okunino dłuższy postój.
Kto chciał mógł się opalać, kąpać, jeść... ;) Adrian wybrał oblewanie mnie wodą ;)


już się boję :p


pierwsza kąpiel w tym sezonie


pamiątkowe zdjęcie

Ponieważ siła wyższa goniła głównego organizatora wycieczki do domu, a mi i Adrianowi było mało, więc pożegnanie z pozostałymi i jazda w kierunku Barlinka przez las.
Kiedy byliśmy w Trzcińsko-Zdrój parę dni temu, Panowie rozdający winko zapraszając na degustację bardzo ładnie zareklamowali nam swoje miejsce zamieszkania czyli Równo. Równo od Barlinka jest niedaleko więc postanowiliśmy sprawdzić prawdziwość słów przypadkowo spotkanych mieszkańców. Właściwie to Adrian nawiązał z nimi bliższą znajomość. Stoisko z winami. Już wiem, dlaczego tak długo go nie było. Pogaduchy przy wspólnym stole :p

Właściwie nic oprócz bardzo mocno zarośniętych ruin kościoła nie zwróciło naszej uwagi ale krajobraz, widoki podczas jazdy trasą Równo-Laskówko-Jagów-Chrapowo, potrafią zachwycić. Warto było pojechać tamtędy choć podjazdy potrafią zmęczyć zwłaszcza w taki upał jak dziś.





ruiny kościoła (w Równo)




Adriano pod kościołem zbierający datki na nowy rower ;)


droga do wyjścia jakby trochę zarośnięta


zdjęcie nie oddaje ale widoki super



Droga powrotna do Barlinka.
Tam nad jeziorkiem odpoczynek.
Nawet i ja zdecydowałam się zanurzyć w jeziorze co przyniosło mi wielką ulgę przy tym upale. :)
Potem już tradycyjnie na Gorzów przez Łubiankę, Kłodawę..
Rozstanie z Adrianem i do domu.
Pogoda była super tylko wiatr znowu dokuczał. Taki wiatr Ciaparajda.